Kiedy zobaczyłem nagłówki: „Hanna Gronkiewicz-Waltz: nie stawię się przed komisją", pomyślałem, że chodzi o sejmową Komisję Śledczą. Ta bowiem nie może ukarać wezwanego świadka, który się nie stawia, tylko wystąpić o to do sądu, a w sądach modny teraz opór wobec władzy PiS.

Za to Komisja Weryfikacyjna ds. Reprywatyzacji w Warszawie sama może dyscyplinować świadka i nałożyć na niego za nieusprawiedliwione niestawiennictwo bądź odmowę zeznań grzywnę do 3 tys. zł, a w razie ponownego niezastosowania się do wezwania – do 10 tys. zł. Nie jest to doprowadzenie czy areszt – jak w sądzie karnym, ale chyba dolegliwa kara, zwłaszcza gdyby była powtarzana.

– Jeśli komisja będzie mnie ścigała, zaskarżę ją do sądu – obwieściła prezydent stolicy. A więc znów sądy... – Nie chciałabym wpaść w pychę, że komisja weryfikacyjna może dla mnie jest stworzona, ale jest ona niekonstytucyjna, bo łączy władzę wykonawczą i sądowniczą, wkracza w trójpodział władzy. To igrzysko.

Jak każdy człowiek, Hanna Gronkiewicz-Waltz ma prawo do ocen, ale nie do ignorowania do tej pory niezakwestionowanego urzędu, który ma naprawiać patologiczne i szkodliwe decyzje urzędników w mieście kierowanym od dawna przez panią prezydent. Być może to tylko piarowska gra. Deklaracje niewiele kosztują, poza tym zdanie można zmienić. Jak długo będą to tylko deklaracje, można je ignorować, choć szkodzą one jawnie kulturze prawnej. Kiedy jednak zeznania Hanny Gronkiewicz-Waltz będą potrzebne do wyjaśnienia sprawy, a oceniać to będzie Komisja, a nie wezwany świadek, to Komisja nie powinna się wzdragać przed grzywnami za nieskuteczne wezwanie świadka. Zeznań składanych przez urzędowym organem i groźbą surowej odpowiedzialności karnej nie zastąpią – jak to sugeruje prezydent stolicy, – luźne wyjaśnienia podszyte polityką i piarem. To są właśnie igrzyska.

Jej manifestacja ma jednak szerszy aspekt. Złożenie zeznań jest obywatelskim obowiązkiem, choć czasem trudnym czy nawet przykrym. Codziennie jednak tysiące Polaków często zupełnie przypadkowo związanych ze sprawą, np. świadkowie wypadku drogowego bądź przestępstwa na osiedlu czy w bloku, wypełniają go honorem. Gdyby komisja uginała się przed presją, straszeniem sądami, i nie przesłuchiwała osób ze świecznika, nie miałaby prawa tym tysiącom świadków spojrzeć w oczy.