Wakaty sędziowskie w Trybunale Konstytucyjnym

Jak się okazuje, próby zawłaszczenia cennych wakatów w sądach najwyższych nie są wcale polską specjalnością – zwraca uwagę prawnik Antoni Bojańczyk.

Aktualizacja: 24.02.2016 16:44 Publikacja: 23.02.2016 23:01

Antonin Scalia był najdłużej urzędującym sędzią obecnego składu amerykańskiego Sądu Najwyższego

Antonin Scalia był najdłużej urzędującym sędzią obecnego składu amerykańskiego Sądu Najwyższego

Foto: AFP

Dopiero z Warszawy wyjechali inspektorzy weneccy, a już w skrzynce pocztowej rządu znalazł się list (trzech) senatorów amerykańskich z 10 lutego głęboko zaniepokojonych stanem polskich rządów prawa, erozją demokracji nad Wisłą i zagrożeniem niezależności „najwyższego sądu" (chodzi oczywiście o TK). Kula śnieżna zagranicznego zatroskania stanem rodzimej demokracji i rządów prawa zaczyna przybierać na wadze i z coraz większą prędkością pędzi w kierunku Polski. Ale nagły i niespodziewany zbieg zdarzeń w Waszyngtonie każe spojrzeć nieco spokojniej na ostrzegawcze kiwanie senatorskich palców. Zanosi się bowiem na to, że to może Stany Zjednoczone staną się wkrótce sceną bezprecedensowego klinczu prawnego wokół sądu konstytucyjnego, przy którym nasz będzie wyglądał jak niewinna igraszka.

Czytali go nawet laicy

Niedawno na terenie gigantycznego prywatnego rancza w Teksasie zmarł Antonin („Nino") Scalia. Jeszcze poprzedniego dnia obserwował polowanie na przepiórki na terenie rancza (sam też był myśliwym). Scalia był najdłużej urzędującym sędzią obecnego składu amerykańskiego Sądu Najwyższego, został nominowany i powołany do sądu konstytucyjnego przez prezydenta Ronalda Reagana. Określany przez niektórych „najbardziej wpływowym sędzią minionego ćwierćwiecza", był w orzecznictwie gorącym orędownikiem konstytucyjnej teorii tzw. oryginalizmu, czyli postulatu wykładni tekstu konstytucji amerykańskiej przez pryzmat siatki wartości jej twórców oraz stanu rozwoju cywilizacyjnego i politycznego Stanów Zjednoczonych w dobie uchwalenia ustawy zasadniczej. Był wrogiem traktowania ustawy zasadniczej jako „żyjącej konstytucji", w którą każdy interpretator może mniej lub bardziej arbitralnie wsączać dowolną treść normatywną, niewiele mającą wspólnego z tym, co chcieli zapisać i ustanowić jej twórcy pod koniec XVII wieku.

Był barwną osobowością, zarówno prywatnie, jak i urzędowo. W argumentacji potrafił być brutalnie szczery. Mówił i pisał wprost i jasno stawiał zagadnienia prawne. Nie owijał w bawełnę. Nie znosił i pogardzał tym, co jest przypadłością wielu pytyjskich prawników: nie wiadomo, czy idąc po schodach, wchodzą czy schodzą. Miał świetne ostre pióro i znakomite poczucie humoru. Również na swoim własnym punkcie. W jednym ze zdań odrębnych tak pisał o charakterze problemów prawnych rozstrzyganych przez SN: „Często bywa tak, że dane zagadnienie dociera przed SN przyobleczone, jeżeli można się tak wyrazić, w skórę owieczki: potencjał wywołania istotnej zmiany w równowadze władzy [związany z opowiedzeniem się za danym rozstrzygnięciem] nie zawsze jest z miejsca widoczny i musi zostać dopiero rozpoznany na podstawie uważnej i bacznej analizy. Tym razem jest inaczej. Tym razem wilk przychodzi do nas jako wilk". O pierwszym dziecku (Scalia był ojcem dziewięciorga i miał 36 wnucząt): „Jest jak pierwszy naleśnik. Jeżeli nie jest doskonały, to w porządku. Po nim będzie jeszcze wiele innych". Osiągnął to, czego nie udało się osiągnąć żadnemu z sędziów wpływowego na całym świecie amerykańskiego SN (nie mówiąc o sędziach innych sądów najwyższych): jego uzasadnienia czytali również laicy, i to z niekłamaną przyjemnością. Żarliwy katolik. Miłośnik opery. Miał pewien związek z Polską. Na zaproszenie ówczesnego RPO, dra Janusza Kochanowskiego był u nas i odebrał Nagrodę im. Pawła Włodkowica.

Wariant amerykański

Co wspólnego ma śmierć zasłużonego sędziego Scalii z listem senatorów amerykańskich? Otóż ma, i to bardzo wiele.

Po śmierci Antonina Scalii otworzył się wakat w amerykańskim Sądzie Najwyższym. Wedle konstytucji podstawowym warunkiem objęcia urzędu sędziego SN przez kandydata wskazanego przez prezydenta Stanów Zjednoczonych jest uzyskanie akceptacji Senatu. Sędziego SN prezydent mianuje bowiem nie samodzielnie, lecz „w porozumieniu i za zgodą" Senatu. Za mniej niż rok kończy się druga kadencja prezydenta Obamy i nominacja kandydata do Sądu Najwyższego (zawsze silnie zabarwiona politycznie) jest ostatnią szansą obsadzenia wakującego urzędu sędziowskiego przez prawnika o światopoglądzie bliskim demokratom Obamy. Jest jeszcze jedna bardzo istotna sprawa. Ten kandydat będzie szczególnie ważny dla funkcjonowania amerykańskiego Sądu Najwyższego. W dziewięcioosobowym składzie sądu to nowy nominat może okazać się języczkiem u wagi przy decydowaniu o najbardziej kontrowersyjnych sprawach.

Republikanom (którzy mają większość w Senacie) oczywiście nie w smak taki rozwój wydarzeń. Zależy im na obsadzeniu wakującego stanowiska sędziowskiego przez kandydata wskazanego przez „ich" prezydenta (zakładając, że to właśnie republikanin zwycięży w jesiennych wyborach prezydenckich). Kalendarz wyborczy nie do końca im jednak sprzyja. Do wyborów i końca kadencji jest jeszcze trochę czasu (aż lub – w zależności od punktu widzenia – tylko osiem miesięcy). Powstał w związku z tym plan niewiele mający wspólnego z rządami prawa i respektowaniem reguł demokracji. Plan, który jest wręcz idealnym odbiciem ustawowego zawłaszczenia dwóch stanowisk sędziowskich w TK przez rządzącą w Polsce koalicję w 2015 r. w przededniu wyborów parlamentarnych. Tyle tylko, że skomponowany a rebours. Wakat po sędzi Scalii ma przypaść prezydentowi wyłonionemu w nadchodzących wyborach. Nie będzie o nim decydował prezydent Obama.

Taki prawdziwie makiaweliczny projekt ogłosił dosłownie w parę godzin po śmierci Scalii lider większości republikańskiej w Senacie. Kontrolowany przez republikanów Senat będzie prawnie sabotował proces selekcji i wyrażenia aprobaty dla kandydata na sędziego SN. Szczegóły nie zostały jeszcze dopracowane. Wnioskowi prezydenta o mianowanie sędziego może nie zostać nadany bieg prawny. Jednym z wariantów planu obstrukcji jest niewyznaczanie żadnych posiedzeń w sprawie senackiej konfirmacji kandydata na sędziego. Wielu senatorów republikańskich popiera tę strategię. Jak się więc okazuje, próby zawłaszczenia cennych wakatów w sądach najwyższych nie są wcale polską specjalnością.

Odwrotną pocztą

Wracając do listu amerykańskich senatorów do polskiej premier. Po pierwsze, jest spóźniony o jakieś osiem miesięcy. To przecież w czerwcu ubiegłego roku został przeprowadzony demontaż konstytucyjnej struktury TK. Po drugie, znamienne jest, kto i w jakim kontekście zwraca uwagę rządowi polskiemu. W dacie podpisywania listu nie mógł oczywiście senator Joseph McCain przypuszczać, że w trzy dni później umrze sędzia Scalia i że lider republikańskiej większości w Senacie postanowi zablokować konstytucyjny proces powołania sędziego na wakat po Scalii. Nie sposób jednak nie dostrzec smutnej ironii w tym, że głos szczerego zatroskania o stan polskiej demokracji, przestrzeganie zasady rządów prawa i niezależność polskiego Trybunału Konstytucyjnego pochodzi od senatora, którego partia chce zablokować wybory do amerykańskiego sądu konstytucyjnego na prawie cały rok. Raczej słabą legitymację do komentowania sporu o polski TK ma członek partii rozmontowującej proces selekcji do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, matki wszystkich sądów konstytucyjnych cywilizowanego świata. Czas zatem na rewanż z polskiej strony. Może teraz pora na list od polskich senatorów zatroskanych stanem amerykańskiej demokracji, rządów prawa i niezależności amerykańskiego Sądu Najwyższego?

Autor jest dr. hab., profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, Katedra Kryminologii i Polityki Karnej, adwokatem w Izbie Adwokackiej w Warszawie

Dopiero z Warszawy wyjechali inspektorzy weneccy, a już w skrzynce pocztowej rządu znalazł się list (trzech) senatorów amerykańskich z 10 lutego głęboko zaniepokojonych stanem polskich rządów prawa, erozją demokracji nad Wisłą i zagrożeniem niezależności „najwyższego sądu" (chodzi oczywiście o TK). Kula śnieżna zagranicznego zatroskania stanem rodzimej demokracji i rządów prawa zaczyna przybierać na wadze i z coraz większą prędkością pędzi w kierunku Polski. Ale nagły i niespodziewany zbieg zdarzeń w Waszyngtonie każe spojrzeć nieco spokojniej na ostrzegawcze kiwanie senatorskich palców. Zanosi się bowiem na to, że to może Stany Zjednoczone staną się wkrótce sceną bezprecedensowego klinczu prawnego wokół sądu konstytucyjnego, przy którym nasz będzie wyglądał jak niewinna igraszka.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?