Dyskusja o rządowym programie powiększania zasobu mieszkaniowego przy pomocy środków publicznych i realizacji konstytucyjnego prawa do mieszkania, w szczególności wyrażona w ustawie z 21 lipca 2017 r. o Krajowym Zasobie Nieruchomości, skłania do refleksji o możliwości wykorzystania prawa zagospodarowania przestrzeni.
Ograniczanie się do budowy mieszkań w programie „Mieszkanie Plus" nie jest rozwiązaniem dobrym. Doświadczenia bardziej rozwiniętych ekonomicznie państw, pokazują że polityka poprawy warunków mieszkaniowych wymaga działań wielopłaszczynowych. Trzeba przy tym szukać rozwiązań najprostszych a nie wydumanych konstrukcji legislacyjnych.
To grozi napiętnowaniem
Po pierwsze, centralne sterowanie rynkiem mieszkaniowym jest założeniem bardzo trudnym. Po drugie, łatwo chwalić się oddaniem do użytku budynku zrealizowanego ze środków programu Mieszkanie+, jednak budynki takie mogą być oznaczone przez lata nie tyle pamiątkową tabliczką, ile piętnem jako wyizolowane z tkanki społecznej.
Jeżeli bowiem w jednym budynku czy zespole budynków zamieszkają osoby o podobnym statusie społecznym, to należy się spodziewać negatywnych zjawisk. W budynkach postawionych z tego programu nie mniej niż 70 proc. powierzchni użytkowej mieszkań muszą stanowić mieszkania o czynszu normowanym. Jeżeli nabór najemców będzie dokonywany na podstawie takiego samego kryterium, np. obejmie rodziny wielodzietne, to wszystkie kanony budowy sprawiedliwej przestrzeni zostają zaburzone i pogłębione zostanie w konsekwencji zjawisko gentryfikacji, które tak mocno jest ostatnio odczuwalne np. w Berlinie.
Sprawiedliwa społecznie urbanizacja wymaga różnorodności tak ekonomicznej, jak i społecznej i ucieczki o izolacjonizmu społecznego.