SLD: Szukanie politycznego zysku

SLD nie ma złudzeń co do konieczności ostrej gry.

Aktualizacja: 25.05.2017 07:08 Publikacja: 23.05.2017 19:22

Włodzimierz Czarzasty

Włodzimierz Czarzasty

Foto: Fotorzepa/Marian Zubrzycki

Byłoby ironią dziejów III RP, gdyby okazało się, że – jak w 2015 r. PiS „przywłaszczyło" sobie socjalny program z agendy lewicy – tak resztę puli zgarnie dziś postkomunistyczny SLD. Wedle sondaży z przełomu kwietnia i maja br., ugrupowanie pod wodzą Włodzimierza Czarzastego miałoby szansę znaleźć się w przyszłym Parlamencie. Czego nie można już powiedzieć o Partii Razem (OBOP, 15 maja, tylko 2 proc. ).

Partie szykują się do wyborów samorządowych, a w ostatnich dniach lider SLD nabrał wiatru w żagle i soczystym językiem atakuje Platformę. „Nie pójdziemy z PO do wyborów, bo jesteście kłamczuchami" – po czym punktuje kunktatorstwo partii Grzegorza Schetyny w sprawie uchodźców, wieku emerytalnego, płacy minimalnej, 500 plus, idei świeckiego państwa. Na falach radiowych dodawał: - Z PO mnie nic nie łączy. Przespać się jest łatwo, ale rano trzeba o czymś porozmawiać. A o czym mam rozmawiać z PO?

Wystarczyło jednak przeczytać w ostatnim „Plusie Minusie" wywiad z trzykrotnym posłem SLD i wciąż członkiem tejże partii Piotrem Gadzinowskim, by zrozumieć, dlaczego młoda lewica nie pali się do koalicji ze starszymi kolegami. Nie idzie nawet o demonstracyjny cynizm polityczny czy nostalgiczne wspominanie znieczulenia na „megaprzekręty" w czasach, gdy Gadzinowski pozostawał czynnym parlamentarzystą – ile raczej o przypomnienie, że spoiwo SLD stanowiła wspólnota biograficzna, a nie ideologiczna.

Największe parlamentarne sukcesy postkomunistycznej lewicy w III RP były w istocie przegranymi „Solidarności". W kampaniach 1993 i 2001 roku obiecywano wyborcom politykę bardziej profesjonalną i zachowawczą – czytaj: reaktywną. Rządy elit o korzeniach opozycyjnych pragnęły wielkich wizji – od planu Balcerowicza aż po apogeum w postaci czterech reform AWS. Na tym tle rządy postkomunistów zawsze wydawały się bardziej konserwatywne i przewidywalne, z nutą nostalgii za PRL. Czego od początku III RP brakowało „wspólnocie biograficznej", zwykle sięgającej członkostwa PZPR, z punktu widzenia lewicowego? Otóż, siłą rzeczy, nie znajdowała ona żadnego naturalnego zakorzenienia w agendzie roku 1968 na Zachodzie, tzn. od walki o prawa mniejszości seksualnych aż po ruchy ekologiczne.

Korzeni postkomunistycznej lewicy nie stanowiła przecież oddolnie budowana partia robotnicza. Pomijając już opisywane po wielokroć kwestie związków z Moskwą, SLD ma w istocie rodowód partyjno-państwowy. W III RP właśnie bezideowość postkomunistów była zresztą prezentowana jako swoisty pragmatyzm. Gdy Czarzasty, lider ugrupowania o inklinacjach postkomunistycznie konserwatywnych, opowiada teraz o prawach osób LGBT, nie do końca wiadomo, czy jego słowom towarzyszy dostateczny ciężar powagi.

Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi w prywatnej rozmowie jeden z liderów lewicy stwierdził, że jego formacja musi upaść, żeby naprawdę się odrodzić. Zaiste – samospełniająca się przepowiednia.

Może dziwić, lewica w Polsce nadal nie uporała się z własnym historycznym zakorzenieniem. „Stawianie na narrację polskości, tożsamości narodowej, patriotyzmu itp. to dla lewicy ślepy zaułek. Na tym polu nie jesteśmy w stanie wygrać z prawicową narracją polityczną" – ostatnio mówił w rozmowie z „Kulturą Liberalną" Jan Sowa. Rzeczywiście, od 1944 roku przeorano dzieje Polski w poszukiwaniu wszystkiego, co postępowe. Prawdziwi erudyci wykazywali, że duchowymi ojcami Polski Ludowej byli nie tylko Ludwik Waryński czy Stefan Okrzeja, ale nawet... Mikołaj Kopernik czy Andrzej Frycz Modrzewski. Trudno się dziwić, że przezwyciężenie propagandowego „dorobku" Polski Ludowej stanowi nie lada wyzwanie.

Opowiadanie o „prześnionych rewolucjach", jak to robił choćby Andrzej Leder, nie jest żadnym rozwiązaniem. To raczej wyraz tęsknoty i niepewności, ale nie uporania się z kłopotem. Nie można przecież dorzecznie pisać o prześnieniu rewolucji, o której trąbiono od rana do wieczora w oficjalnej propagandzie. Problemem było raczej cyniczne sfabrykowanie przeszłości pod kątem lewicowej narracji. I raczej nadmiar niż brak.

Ale gdy w 2017 roku polska lewica przygotowuje ofertę programową, musi dokonać wyboru. Nie tylko na arenie polskiej widzimy, że wielu poważnych ludzi lewicy po upływie półwiecza znalazło się w obozie konserwatywnym. Klasa robotnicza drastycznie stopniała, a jej liczni przedstawiciele zwrócili się ku skrajnej prawicy. Dodatkowej konfuzji dostarcza fakt, że np. Front Narodowy broni tego, co stanowi odległe marzenie dla polskiej lewicy, jak laickość.

Jacques Julliard w świetnej książce „Francuskie lewice 1762–2012" podkreślał, że w XXI wieku lewica nie może już na serio wyznawać idei postępu ani myśleć w kategoriach klas. Powinna natomiast postawić wyraźnie na ekologię i prawa człowieka, w dalszej kolejności na redystrybucję i problemy gospodarcze. Promocja polityki partycypacji obywateli w życiu publicznym – miałaby także pomóc w odnowieniu agendy.

Co zatem dokładnie oznacza „potrzeba lewicy" w Polsce? PiS zadeklarował politykę redystrybucji, wdrażanie programów socjalnych czy zwalczanie nierówności. Zaś na naszych oczach PO – wbrew dorobkowi ekipy Donalda Tuska – usiłuje na polu obietnic i transferów socjalnych przelicytować partię Kaczyńskiego. Czy lewica może podbić stawkę?

W przypadku Partii Razem czy Inicjatywy Polskiej chętnie mówi się o tym, że jednoczesne atakowanie ugrupowania Schetyny i PiS jest dowodem „symetryzmu", niedojrzałości politycznej czy wręcz graniem na ugrupowanie Kaczyńskiego. Trudno powiedzieć, jak przy takim postawieniu sprawy mieliby ludzie lewicy przedstawiać własne pomysły na politykę.

W tym sensie przestają dziwić sukcesy SLD, partii ludzi, którzy popełnili masę błędów, ale, jak Czarzasty, wydają się zahartowani na ciosy. Ludzi, którzy nie mają złudzeń co do potrzeby ostrej gry. I prawdopodobnie – podobnie jak PiS czy PO – dziś do politycznej agendy będą gotowi wciągnąć każdy postulat, który przyniesie im polityczny zysk. ©?

Byłoby ironią dziejów III RP, gdyby okazało się, że – jak w 2015 r. PiS „przywłaszczyło" sobie socjalny program z agendy lewicy – tak resztę puli zgarnie dziś postkomunistyczny SLD. Wedle sondaży z przełomu kwietnia i maja br., ugrupowanie pod wodzą Włodzimierza Czarzastego miałoby szansę znaleźć się w przyszłym Parlamencie. Czego nie można już powiedzieć o Partii Razem (OBOP, 15 maja, tylko 2 proc. ).

Partie szykują się do wyborów samorządowych, a w ostatnich dniach lider SLD nabrał wiatru w żagle i soczystym językiem atakuje Platformę. „Nie pójdziemy z PO do wyborów, bo jesteście kłamczuchami" – po czym punktuje kunktatorstwo partii Grzegorza Schetyny w sprawie uchodźców, wieku emerytalnego, płacy minimalnej, 500 plus, idei świeckiego państwa. Na falach radiowych dodawał: - Z PO mnie nic nie łączy. Przespać się jest łatwo, ale rano trzeba o czymś porozmawiać. A o czym mam rozmawiać z PO?

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej