Przed miesiącem świat zastanawiał się, czy nowa faza konfliktu USA–Iran nie doprowadzi do trzeciej wojny światowej. Przed tygodniem emocjonowaliśmy się brexitem. My w Polsce i w naszej części Europy zastanawiamy się w ostatnich dniach, czy wizyta prezydenta Emmenuela Macrona doprowadzi do ożywienia relacji polsko-francuskich i jakiejś refleksji w Europie po brexicie, czyli opuszczeniu Unii przez drugą gospodarkę Europy nieoskarżaną o brak praworządności. Jakby na marginesie tych wydarzeń 28 stycznia prezydent Donald Trump zaproponował plan rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
Wydaje się, że od dekady społeczność międzynarodowa o nim zapomniała, choć kiedyś stosunki izraelsko-arabskie koncentrowały uwagę świata. Ogłaszano, że konflikt izraelsko-palestyński jest przyczyną wszystkich waśni na Bliskim Wschodzie. Sięga on zresztą czasów starożytnych. Biblia głosi, iż Ziemia Święta w czasach starożytnych była Ziemią Obiecaną dla uciekinierów z niewoli egipskiej. Ale Arabowie utrzymują, że ktoś tam jednak mieszkał wcześniej.
Trump nie jest neutralny
Mało kto pamiętał, że zanim w 1948 roku powstał Izrael, Bliski Wschód spływał krwią przez tysiące lat. Jednak dekadę temu rozpoczęła się arabska wiosna. Emocjonowaliśmy się wydarzeniami w Tunezji, Egipcie i wojną domową w Syrii. Następnie świat kibicował międzynarodowym negocjacjom w sprawie powstrzymania irańskiego programu nuklearnego. Przez wiele ostatnich lat koncentrowaliśmy się również na wojnie z terroryzmem i fundamentalizmem muzułmańskim, czego emanacją był konflikt z tzw. państwem islamskim (ISIS). Europa zmagała się także z falą emigracji z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.
Konflikt izraelsko-palestyński był gdzieś na marginesie tych wszystkich wydarzeń. Wydawało się nawet, że będzie on ofiarą rywalizacji o hegemonię w świecie muzułmańskim między lokalnymi pretendentami: Turcją, Iranem, Arabią Saudyjską i Egiptem.
Jednak od objęcia władzy przez Donalda Trumpa zaczęły pojawiać się informacje, że w Waszyngtonie pracują nad planem pokojowym dla Palestyny. Było też wiadomo, że jest za niego odpowiedzialny Jared Kushner, zięć prezydenta.