Legendy a rzeczywistość. Czy jesteśmy wampirami?

Ludzkość od wieków zmaga się z plagą wampirów. Na podstawie wnikliwych obserwacji udało się zrekonstruować historię przerażającego gatunku. Hipotez powstania fenomenu jest tak wiele, że każdy z nas może się uważać za… wampira.

Publikacja: 04.06.2020 21:00

Legendy a rzeczywistość. Czy jesteśmy wampirami?

Foto: COLLECTION CHRISTOPHEL/afp

Popkultura kojarzy upiory głównie z horrorami klasy „B”, mimo to sztuka filmowa najlepiej uchwyciła relacje ludzi ze zjawami. „Nieustraszeni pogromcy wampirów” (1967) Romana Polańskiego to opowieść o profesorze Abronsiusie, który wraz z asystentem Alfredem przybywa do Transylwanii w nadziei schwytania demona. Naukowcy wyposażeni w krucyfiksy i główki czosnku demaskują miejscowego arystokratę, hrabiego von Krolocka, który okazuje się pożądanym egzemplarzem. O lepsze nawiązanie do legendy hrabiego Drakuli naprawdę trudno.

Przerażająca epidemia

Dzieło jest pastiszem hollywoodzkich produkcji, ale Polańskiemu udało się odtworzyć stereotyp wampira. To żywy trup, który dnie spędza w trumnie, ponieważ boi się światła słonecznego. Na żer wychodzi nocami, wysysając z ofiar całą krew. Najchętniej poprzez tętnicę szyjną. Można go wykryć za pomocą czosnku, bo nie znosi jego zapachu. Wampira udaje się zabić srebrnymi pociskami lub wbijając osinowy kołek prosto w serce.

Dziś ta legenda jest traktowana z przymrużeniem oka, ale w przeszłości upiory uważano za realne zagrożenie. O powadze sytuacji świadczy opinia Jeana-Jacques’a Rousseau: „Ludzkość od stuleci gromadzi ślady istnienia wampirów, a zatem nie ma innego zjawiska, które byłoby lepiej udowodnione”.

Dlaczego oświeceniowy filozof zaprzątał sobie głowę demonami? W pierwszej połowie XVIII w. Europa zetknęła się z plagą wampirów. Śmiertelne żniwo, które im przypisano, wywołało masową panikę. Wszystko zaczęło się w 1721 r. na terenie Prus Wschodnich oraz w cesarstwie austriackim i zostało udokumentowane.

Kadr z filmu „Nieustraszeni pogromcy wampirów” (1967) w reżyserii Romana Polańskiego

Kadr z filmu „Nieustraszeni pogromcy wampirów” (1967) w reżyserii Romana Polańskiego

Collection Cinéma/afp

Za pierwszym razem chodziło o pruskiego żołnierza Petera Plogojowitza, który po śmierci zaczął nachodzić domowników. Prosił tylko o jedzenie i obuwie, ale syn odmówił spełnienia prośby. Następnego dnia został odnaleziony martwy. Wampir mścił się również na sąsiadach, których uśmiercał, wysysając ich krew.

W drugim przypadku bohaterem okazał się niejaki Arnold Paole. Serbski poddany Habsburgów był chłopem, którego kilka lat wcześniej ukąsił wampir. Dlatego gdy Paole umarł, natychmiast przeistoczył się w żądną krwi zjawę. Jak zeznali okoliczni mieszkańcy, za jego sprawą zmarło dziewięciu chłopów.

Panika mnożyła podobne incydenty, powodując reakcję oświeconych monarchii. Ówcześni biurokraci prowadzili wizje lokalne, włącznie z otwieraniem mogił i oględzinami zwłok. Rezultaty zostały opublikowane, wywołując burzliwą debatę europejskiej opinii publicznej.

Nieszczęśni nieumarli

W 1746 r. francuski opat Antoine Calmet napisał traktat o zjawach i wampirach, w którym nie wykluczył ich istnienia. Skrzętnie zgromadzony materiał dowodowy posłużył demonologom do ogłoszenia, że upiory naprawdę istnieją.

Szczątki weneckiej „wampirzycy” z XVI wieku. Kobietę pochowano z ceg&#x142

Szczątki weneckiej „wampirzycy” z XVI wieku. Kobietę pochowano z cegłą w ustach, by zapobiec żerowaniu na ofiarach dżumy

Matteo Borrini

Z kolei nadworny lekarz Marii Teresy Habsburskiej Gerard van Swieten uważał, że wampiry to efekt epidemii wścieklizny. Nieuleczalna wówczas choroba często wywoływała letarg, a to prowadziło do pochówków żywych jeszcze ludzi. Niektórym spośród żywcem pochowanych udawało się opuścić trumny i pierwsze kroki naturalnie kierowali do domów, ale zarażeni wścieklizną – bywali agresywni.

Zdecydowana większość ginęła jednak w męczarniach. Nieszczęśnicy w beznadziejnych próbach ratunku niszczyli trumny, zmieniali swoje położenie i z braku powietrza obnażali zęby. Jako że objawem masowej psychozy było ponowne rozkopywanie mogił, ujawnianie takich faktów wywoływało porażający efekt. Za radą medyka Wiedeń wydał edykt zabraniający kolejnych ekshumacji. O dziwo, poskutkowało, ale raz otwarta puszka Pandory już się nie zamknęła.

W XIX w. wampiry spopularyzowała literatura piękna. Zaczytane i rozhisteryzowane damy z brytyjskiego towarzystwa co noc widziały zjawy skradające się do okien ich zamków. Rano służba przeczesywała najbliższy cmentarz, odkopując najnowsze pochówki. Biedne upiory były bez szans.

Zaraza dotarła nawet do USA. W 1892 r. na gruźlicę zmarła młoda Amerykanka Marcy Brown. Po matce i siostrze była trzecią w rodzinie ofiarą nieuleczalnej wtedy choroby. Ojciec, chcąc uchronić ostatnie żyjące dziecko, uwierzył miejscowemu pastorowi, że za fatalną serią stoi demon córki. Wspólnie z sąsiadami dokonał ekshumacji, podczas której potwierdzeniem wampiryzmu Marcy było jej doskonale zachowane ciało. Zwłoki zostały przebite osinowym kołkiem i pozbawione serca. Nie pomogło. Syn Browna również zmarł na gruźlicę.

Im dalej w las, tym gorzej, co udowodniło XX stulecie. W 1916 r. na froncie I wojny światowej zginął węgierski wampir Bela Kiss. Sąsiedzi dzielący majątek znaleźli w jego domu zmumifikowane ciała 31 ofiar ze śladami ukąszeń na szyjach.

Lista udokumentowanych zbrodni przypisywanych wampirom ciągle się wydłuża. Najnowsza datuje się na 2012 r., kiedy niemiecki sąd skazał pewne małżeństwo za morderstwo. Występna para potrzebowała ludzkiej krwi do rytuału zapewniającego... wieczną młodość.

Podstawy naukowe

W XX w. pewien amerykański uczony postawił tezę, że ludzka cywilizacja składa się wyłącznie z wampirów. Dokonał tego, kierując się przekazem o zarażaniu kolejnych ofiar ukąszeniami w szyję oraz prawem geometrycznego rozprzestrzeniania każdej epidemii. A zatem, zgodnie z regułami matematyki, wszyscy jesteśmy upiorami. Tym bardziej że ich krwawa praca zaczęła się już wieki temu, o czym informuje archeologia. Włoscy naukowcy badający zbiorowe groby ofiar XVI-wiecznej epidemii dżumy w Wenecji natknęli się na szkielety wampirów. Zostały rozpoznane dzięki śladom wycięcia języków i kamieniom wetkniętym między szczęki.

Od reszty świata Polska nie odstaje: nasz kraj jawi się jako gniazdo rodzimych demonów, o czym przekonują liczne pochówki średniowiecza. Zmarli musieli bardzo dokuczyć żyjącym, ponieważ szkielety mają obcięte głowy, które następnie złożono w nogach pogrzebanych.

No dobrze, ale skąd wzięła się wiara w upiory? Na takie pytanie odpowiedzi szuka antropologia. Choć kultowa legenda przyszła do nas z Zachodu, nie ma wątpliwości, że wampiry mają słowiański rodowód, zajmując poczesne miejsce w mitologii naszych przodków. Starosłowiański wżpyr przekształcił się historycznie w polskiego wąpierza, rosyjskiego wurdałaka czy wspólnego dla wszystkich Słowian upyra (upiora). Nawet w rumuńskiej ojczyźnie Drakuli romańska nazwa strix identyfikująca demona została zmieniona na strig, czyli swojską strzygę. Być może Słowianie przejęli wschodnie wierzenia, gdyż w językach tureckich wampiry to kempiry. Jedyna różnica polega na zwyczajach żywieniowych, ponieważ te azjatyckie spijają krew z pięt ofiar (fuj!).

Prawdą jest także, że obecność wampiropodobnych odnotowują już podania najstarszych cywilizacji. Sumerowie i Babilończycy bali się stworów o niewinnej nazwie Lali, a to z kolei kieruje nas ku krwawej hinduskiej bogini Kali. Jej kult przenieśli do Europy Romowie. Swojego wampira mają oczywiście Chińczycy. Tamtejszy demon Czin-szy jest wybredny, karmi się życiową energią ludzi.

Niewiedza, zabobony i samoobrona

Psychologia tłumaczy, dlaczego legendy o wampirach istnieją na całym świecie. Otóż przy mizernym stanie nauki każde nieracjonalne zjawisko, a nawet odstępstwo od norm, budziło niepokój bądź strach przed niewytłumaczalnym. A takim zjawiskiem była przede wszystkim śmierć. Jeśli brać na poważnie tylko europejski folklor, szanse uznania za wampira znacząco rosną.

Słowianie wierzyli, że demonem może zostać każdy nieochrzczony noworodek, a także nieślubne dziecko. Tym bardziej jeśli zostało poczęte przez matkę, która nie jadała... soli. Ponadto fory w upiornej transformacji miały osoby, które odeszły od Kościoła, a więc wszyscy apostaci i heretycy. Do napiętnowanego grona trafiali samobójcy, ludzie zmarli gwałtowną śmiercią, czyli ofiary mordów i bezustannych wojen.

W Rumunii pewniakiem był każdy wcześniak i noworodek, który przyszedł na świat z podejrzanie mocnymi włosami. A już każde siódme dziecko w rodzinie nie miało żadnej szansy uniknięcia losu wampira. Oskarżenie brzemiennej matki o to, że spojrzała na nią wiedźma, znacząco powiększało pole interpretacji.

Wyjątkiem były za to jednojajowe bliźnięta, które wykorzystywano dokładnie odwrotnie. Wierzono, że są obdarzone cudownymi mocami wykrywania wampirów. Nawet wtedy, gdy wieczorową porą maskowały się jako żywe, niewinne osoby. Dlatego każde miasto i każda wioska na Bałkanach chciały mieć u siebie bliźnięta. Oferowano im korzystne warunki osiedlenia w zamian za nocne patrole.

Jeśli zaś chodzi o samoobronę przed krwiopijcami, arsenał zależał od szerokości geograficznej. Słowianie najpierw odcinali wampirom głowy, potem stali się delikatniejsi. Przekazy instruują, jak skutecznie unieruchomić ciało złożone w mogile – najlepiej przybić denata do trumny.

Ogromnym powodzeniem cieszył się podstęp polegający na włączeniu w pochówek woreczka z ziarnem. Istotą było przekonanie, że każdy wampir najpierw przeliczy zawartość, co zajmie mu czas akurat do wschodu słońca. Co ciekawe, identyczny był tok chińskiego myślenia, tylko pułapkę zastawiano z ryżu. O wszelkich wariacjach na temat osinowych kołków, metalowych prętów nie warto wspominać, gdyż ten oręż był akurat uniwersalny w każdym regionie świata.

Bardzo oryginalny był zwyczaj palenia zwłok osób oskarżonych o wampiryzm. Prochy mieszano z wodą i tak powstawała osobliwa szczepionka, którą podawano do picia wszystkim zagrożonym. Uodparniała nie tylko na ukąszenie wampira, ale także na choroby, które roznosiły, w co święcie wierzono. To okazja, aby poznać różne interpretacje fenomenu.

Okultyzm i współczesna medycyna

Chronologicznie pierwszymi badaczami byli okultyści. Słynna Jelena Bławatska wierzyła, że wampirami są ludzie, którzy zapadli na katatonię, czyli głęboki i długotrwały letarg. Aby przeżyć po pochówku nieszczęśni oddzielali ciało astralne zdolne do przenikania fizycznych przeszkód. Taki „duch” był odpowiedzialny za aprowizację organizmu spoczywającego w trumnie. Bławatska głosiła, że krew jest najbardziej energetycznym pokarmem, tłumacząc tym skłonność wampirów do przemocy. Oraz ich aktywność seksualną, bo często ukąszenie poprzedzał upojny (nomen omen) akt miłosny. Słowem, coś dla ciała i ducha.

Inna z okultystycznych teorii mówi o czarnych dynastiach. Rzeczywiście, długo trwało przekonanie, że dla zachowania „czystości krwi” arystokraci Europy muszą zawierać związki wyłącznie pomiędzy sobą, a to prowadziło do genetycznej degeneracji. Bardzo często degradacji towarzyszyły schorzenia psychiczne, dlatego nie dziwią pomysły odświeżania rodowej linii drogą picia ludzkiej krwi. Przykładem była słynna Elżbieta Batory, która za psychopatyczne okrucieństwo wobec poddanych została królewskim rozkazem żywcem zamurowana w podziemiach własnego zamku. Jednym z objawów jej choroby były ponoć kąpiele w ludzkiej krwi w celu zachowania urody.

Lecz najbardziej przekonująca jest współczesna medycyna, której udało się zidentyfikować porfirię zwaną również wampirzą chorobą. To bardzo rzadkie schorzenie metaboliczne wynikające z niedoboru lub nadmiaru żelaza w organizmie. Skutki nieleczonej porfirii są opłakane. Skóra chorych nabiera upiornie bladego odcienia, a z powstałych bąbli ciekną krwawe wybroczyny. Chory ma uczulenie na światło słoneczne i nie może za dnia opuszczać ciemnych pomieszczeń. Porfiria jest bardzo bolesna, powoduje także samoistne napinanie przesuszonej skóry twarzy, co obnaża mimowolnie zęby. Na dodatek ubocznym objawem jest nienaturalnie obfite owłosienie. Jak musiał reagować człowiek z przeszłości, gdy nocą spotykał osobę wyjącą z bólu o śmiertelnie bladej skórze, skołtunionych włosach, z krwawymi wybroczynami i obnażonymi zębami? Pytanie jest retoryczne, dlatego – jak przypuszczają uczeni – porfiria jest źródłem legend o wampirach. Jak przekonują wyniki badań genetycznych, w górskich kotlinach Transylwanii, czyli dzisiejszej Rumunii, doszło w przeszłości do epidemii tej choroby, a to tłumaczy miano ojczyzny wampirów i wilkołaków. Zapewne podobne epicentrum musiało istnieć na ziemiach Słowian, skoro zachowało się w zbiorowej pamięci pokoleń.

Do dziś pewną zagadką pozostaje ułomność nazywana wampiryzmem. To rodzaj dewiacji psychicznej, polegającej na osiąganiu satysfakcji z picia lub widoku ludzkiej krwi, co bardzo często łączy się doznaniami seksualnymi. A co powiedzieć o wampiryzmie energetycznym, czyli perfidnym zadowoleniu z psychicznego nękania i upokarzania ofiar? Podobne zachowania żywych ludzi każą spojrzeć na legendarne wampiry jak na niewinne baranki.

Popkultura kojarzy upiory głównie z horrorami klasy „B”, mimo to sztuka filmowa najlepiej uchwyciła relacje ludzi ze zjawami. „Nieustraszeni pogromcy wampirów” (1967) Romana Polańskiego to opowieść o profesorze Abronsiusie, który wraz z asystentem Alfredem przybywa do Transylwanii w nadziei schwytania demona. Naukowcy wyposażeni w krucyfiksy i główki czosnku demaskują miejscowego arystokratę, hrabiego von Krolocka, który okazuje się pożądanym egzemplarzem. O lepsze nawiązanie do legendy hrabiego Drakuli naprawdę trudno.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie