"Rzeczpospolita": Polska razem z innymi krajami naszego regionu nie zostawia suchej nitki na kolejnej propozycji KE ws. automatycznego podziału uchodźców. Dlaczego?
Konrad Szymański, wiceszef MSZ: Polska nie zgodzi się na to, aby w jakiejkolwiek formie oddać kontrolę nad polityką uchodźczą, czy migracyjną. To jest błędne założenie i błędna droga, która nie tylko powoduje, że takie decyzje prowokują bardzo duży poziom nieufności wobec tych, którzy je składają, w tym wypadku wobec Brukseli. One też niczego nie rozwiązują. Popatrzmy choćby na nieszczęsną decyzję z września ubiegłego roku o relokacji uchodźców. Problemu nie rozwiązała, a przyniosła ogromne koszty polityczne wewnątrz UE. Pytanie komu dziś potrzebne są kolejne koszty polityczne w Unii, która jest już dość mocno znękana napięciami wewnętrznymi.
O jakich stratach mówimy?
Unia Europejska oprócz tego, że ma traktat, który jest formalnym zapisem zasad współpracy musi opierać się na dużym poziomie zaufania między państwami członkowskimi. Kraje Unii powinny mieć poczucie, że zmierzają do tego samego celu, wspólnie załatwiają sprawy, a rezultat jest lepszy niż gdyby robiły to osobno. Dzisiaj ten poziom zaufania niknie choćby na gruncie kryzysu strefy euro, czy osłabienia wpływu UE na południowe i wschodnie sąsiedztwo. Mamy także kryzys migracyjny, który w nierównym stopniu oddziałuje na państwa członkowskie. To powoduje upływ wzajemnego zaufania oraz spadek przekonania, że Bruksela jest wartością dodaną we wszystkich tych sferach. Jeżeli poziom tego zaufania spada to cała organizacja jest w poważnym kryzysie. Dlatego dzisiaj kryzys Unii jest bezprecedensowy i może zakończyć się jej trwałym osłabieniem.
A nie ma pan wrażania, że propozycja przedstawiona przez wiceszefa KE Fransa Timmermansa jest oderwana od rzeczywistości i z góry skazana na porażkę? Przecież państwa członkowskie, zwłaszcza podobnie myślące jak Polska nigdy nie zgodzą się na automatyczny podział uchodźców i płacenie kar w wysokości 250 tys. euro za każdego uchodźcę, którego nie przyjmą.