Konrad Szymański: Nie zgodzimy się na sztuczny podział

Opozycja powinna poprzeć stanowisko rządu w sprawie uchodźców – mówi wiceszef polskiego MSZ.

Aktualizacja: 10.05.2016 07:05 Publikacja: 08.05.2016 18:55

Wiceszef MSZ Konrad Szymański

Wiceszef MSZ Konrad Szymański

Foto: Fotorzepa/ Piotr Wittman

"Rzeczpospolita": Polska razem z innymi krajami naszego regionu nie zostawia suchej nitki na kolejnej propozycji KE ws. automatycznego podziału uchodźców. Dlaczego?

Konrad Szymański, wiceszef MSZ: Polska nie zgodzi się na to, aby w jakiejkolwiek formie oddać kontrolę nad polityką uchodźczą, czy migracyjną. To jest błędne założenie i błędna droga, która nie tylko powoduje, że takie decyzje prowokują bardzo duży poziom nieufności wobec tych, którzy je składają, w tym wypadku wobec Brukseli. One też niczego nie rozwiązują. Popatrzmy choćby na nieszczęsną decyzję z września ubiegłego roku o relokacji uchodźców. Problemu nie rozwiązała, a przyniosła ogromne koszty polityczne wewnątrz UE. Pytanie komu dziś potrzebne są kolejne koszty polityczne w Unii, która jest już dość mocno znękana napięciami wewnętrznymi.

O jakich stratach mówimy?

Unia Europejska oprócz tego, że ma traktat, który jest formalnym zapisem zasad współpracy musi opierać się na dużym poziomie zaufania między państwami członkowskimi. Kraje Unii powinny mieć poczucie, że zmierzają do tego samego celu, wspólnie załatwiają sprawy, a rezultat jest lepszy niż gdyby robiły to osobno. Dzisiaj ten poziom zaufania niknie choćby na gruncie kryzysu strefy euro, czy osłabienia wpływu UE na południowe i wschodnie sąsiedztwo. Mamy także kryzys migracyjny, który w nierównym stopniu oddziałuje na państwa członkowskie. To powoduje upływ wzajemnego zaufania oraz spadek przekonania, że Bruksela jest wartością dodaną we wszystkich tych sferach. Jeżeli poziom tego zaufania spada to cała organizacja jest w poważnym kryzysie. Dlatego dzisiaj kryzys Unii jest bezprecedensowy i może zakończyć się jej trwałym osłabieniem.

A nie ma pan wrażania, że propozycja przedstawiona przez wiceszefa KE Fransa Timmermansa jest oderwana od rzeczywistości i z góry skazana na porażkę? Przecież państwa członkowskie, zwłaszcza podobnie myślące jak Polska nigdy nie zgodzą się na automatyczny podział uchodźców i płacenie kar w wysokości 250 tys. euro za każdego uchodźcę, którego nie przyjmą.

Mówiąc szczerze to nie rozumiem, jak można odpowiedzialnie przedstawić tego typu propozycję, szczególnie przed referendum brytyjskim. Mechanizm centralnego zarządzania migracją oraz presji finansowej jest szczególnie toksyczny i będzie wprowadzał bardzo duże napięcia między państwami członkowskimi. Z całą pewnością Polska i kraje Europy Środkowej nie są tutaj osamotnione.

Opozycja twierdzi, że za ich rządów nikt w Komisji nie śmiał składać takich propozycji Polsce, a propozycja Timmermansa świadczy wprost o obniżeniu pozycji Polski w UE.

Grzegorz Schetyna próbuje zapomnieć, że to właśnie za jego czasów w MSZ Komisja Europejska pierwszy raz zgłosiła projekt systemu relokacji uchodźców, a Polska się na taki pilotażowy system zgodziła we wrześniu 2015 r. W związku z ogłoszeniem propozycji KE mogę tylko współczuć opozycji. Z jednej strony chce być wobec nas „opozycją totalną”, z drugiej manifestuje bezkrytyczne przywiązanie do Brukseli. W tej sprawie jedyne co może jednak zrobić to poprzeć stanowisko rządu i wyrazić krytyczne opinie o propozycjach UE. Rozumiem trudne położenie opozycji, ale nawet to nie usprawiedliwia tej słownej szamotaniny.

Coraz częściej ze strony PiS padają głosy krytyki wobec polskiej komisarz Elżbiety Bieńkowskiej, która – zdaniem obozu rządzącego – nie zrobiła wystarczająco dużo, by wpłynąć na ostateczny kształt tej propozycji. Podziela pan tę opinię?

Kolegium komisarzy przyjmuje tego typu decyzje wspólnie. To nie jest wprawdzie dziedzina, którą zajmuje się komisarz Bieńkowska, ale oczywiście powstaje pytanie, czy wszyscy członkowie kolegium odpowiednio się zaangażowali, by przestudiować tę propozycję. Jest ona zła z punktu widzenia interesu samej Unii. I tu nie chodzi o jakieś specjalne napięcia między Warszawą a Brukselą, lecz w ogóle o postrzeganie procesu integracji. W moim przekonaniu, gdy kolegium zajmuje się tak ważnym zagadnieniem, to każdy z komisarzy powinien bardzo uważnie zapoznać się z tym, czego ta propozycja ma dotyczyć. Każdy z komisarzy bierze na siebie cząstkę odpowiedzialności za to co Komisja Europejska proponuje państwo członkowskim. A ta propozycja przynosi szkodę całej integracji. Kolegium obraduje za zamkniętymi drzwiami. By ocenić stanowisko komisarz Bieńkowskiej należałoby jej samej zadać pytanie w tej sprawie.

Do tej pory się nie wypowiedziała w tej sprawie.

To też jest jakieś stanowisko.

Wyobraża sobie pan dyskusję na Radzie Europejskiej na temat tej propozycji?

Byłaby ona bardzo krótka, bowiem szybko pojawiłby się na poziomie głów państw i szefów rządów bardzo wyraźny podział, który uniemożliwia przyjęcie jakichkolwiek wspólnych konkluzji w tej sprawie. Sprawa jednak stanie na Radzie sektorowej, gdzie rządzi większość.

Skoro odrzucamy kolejną propozycję Brukseli to jak polski rząd widzi rozwiązanie problemu uchodźców, którzy ciągle napływają nielegalnie do Europy? Na razie nie widać żadnych działań, które realnie rozwiązywałyby ten kryzys.

Mamy jednak pewne sukcesy. Polska od początku nalegała na to, aby przywrócić kontrolę na granicy zewnętrznej Unii i to się stało. To nie jest jeszcze doskonałe rozwiązanie, ale wraz z porozumieniem UE-Turcja, Morze Egejskie jest dziś już kontrolowanym odcinkiem granicy zewnętrznej Unii. To jest jak na razie jedyna rzecz, którą udało się zrobić. Wsparliśmy powołanie europejskiej straży granicznej, powołanie funduszu humanitarnego, wysyłamy wsparcie techniczne. Polska robi sporo w tej sprawie.

Ale zewnętrzne granicy Unii powinny być chronione i kontrolowane z automatu?

Ale tak nie było. My od początku podkreślaliśmy, że przywrócenie kontroli nad granicą zewnętrzną to warunek konieczny, aby przetrwała także strefa Schengen. Mamy także szeroki program wsparcia finansowego i technicznego dla tych państw, które są nadzwyczajnie narażone na presje migracyjną tak jak np. Grecja, niedługo być może Włochy, czy kraje Bałkanów Zachodnich. Tutaj Europa włącznie z Polską wykazuje się solidarnością. Podejmujemy działania wspólnie, pomimo iż bezpośrednio ten kryzys nas dzisiaj nie dotyka. Polska jest gotowa, aby partycypować we wszystkich tego typu europejskich planach i budować nawet większą swoją zdolność do solidarnego w nich uczestnictwa. Ale w złych propozycjach uczestniczyć nie będziemy.

Czyli naszej zgody na przyjęcie uchodźców z Bliskiego Wschodu nie będzie?

Polska od lat przyjmuje uchodźców - np. z Czeczenii - zgodnie ze swoją polityką uchodźczą, która jest bardzo ostrożna. Nie jesteśmy krajem obleganym przez uchodźców, ale sami też mamy przekonanie, że nie jesteśmy w stanie udzielić ochrony międzynarodowej zbyt dużej grupie osób. Natomiast nie pozwolimy sobie na to, aby udzielać ochrony międzynarodowej pod dyktando innych ośrodków, które będą dyktowały nam skalę, dynamikę i charakter przekazywania tej ochrony. To powinno zostać w gestii decyzji krajów członkowskich, ponieważ mogą one w różny sposób definiować swoją odpowiedzialność humanitarną.

W marcu mieliśmy przyjąć pierwszą grupę uchodźców z obozów w Grecji i we Włoszech. Jednak to się do dnia dzisiejszego nie stało. Dlaczego?

Odziedziczyliśmy złą decyzję Rady UE w sprawie tzw. relokacji, a tym samym zobowiązanie prawne. Jej wykonanie jest jednak trudne dla większości państw członkowskich, w tym dla Polski. Uchodźcy nie starają się o ochronę w Polsce, a my nie chcemy wyzbywać się własnych zasad polityki uchodźczej. Z drugiej strony widzimy wyraźnie, że nie sposób jest prowadzić jakiejkolwiek polityki migracyjnej bez zrozumienia i wsparcia społecznego. A w Polsce myślę, że nie bez powodu, nieufność wobec tego typu mechanizmów ciągle rośnie, a nie spada. Migracja z Bliskiego Wschodu przynosi problemy na Zachodzie. Jest całkowicie zrozumiałe, że Polacy nie chcą powtarzać cudzych błędów w tej sprawie. Zatem oczekiwanie od Polski, że będzie nagle na zawołanie otwierała się na sztucznie kierowaną falę migracyjną jest nierealistyczne. Takie rzeczy muszą być najpierw zakorzenione społecznie. Przykład imigracji ze Wschodu, która w naszym kraju nie powoduje dla odmiany praktycznie żadnych napięć społecznych pokazuje, że problemem nie jest migracja jako taka. Problemem jest migracja z Bliskiego Wschodu, która faktycznie dzisiaj wzbudza bardzo poważne znaki zapytania w całej Europie.

Czyli nie przyjęliśmy tej grupy z powodu decyzji politycznych motywowanej nastrojami społecznymi?

Tej decyzji od początku nie można było wykonać z pełnym poszanowaniem krajowej polityki uchodźczej. To był pierwszorzędny powód. Natomiast naszym europejskim partnerom zwracamy uwagę, że Polska jest w innym położeniu niż np. Francja, dla której przyjęcie kolejnych 40 tys. osób z Bliskiego Wschodu nie jest żadną zmianą, bowiem żyje tam 5 milionów ludzi z tego obszaru kulturowego. Dla nas jest to zmiana jakościowa i dlatego nie można jej wymuszać tego typu decyzjami. Polska musi prowadzić politykę uchodźczą zgodnie z własnym interesem i przekonaniami oraz w zgodzie z własnym społeczeństwem. Te decyzje projektowane obecnie w Brukseli tych kryteriów nie spełniają. Nie widzę zatem możliwości, by Polska partycypowała w tego typu programach. Co więcej wydaje mi się, że duża nieufność także w społeczeństwie polskim bierze się właśnie stąd, że ta polityka jest nam narzucana przez Brukselę. A tego typu rzeczy nie należy robić w tym trybie, bo przynosi to odwrotną reakcję.

- rozmawiał Andrzej Gajcy

"Rzeczpospolita": Polska razem z innymi krajami naszego regionu nie zostawia suchej nitki na kolejnej propozycji KE ws. automatycznego podziału uchodźców. Dlaczego?

Konrad Szymański, wiceszef MSZ: Polska nie zgodzi się na to, aby w jakiejkolwiek formie oddać kontrolę nad polityką uchodźczą, czy migracyjną. To jest błędne założenie i błędna droga, która nie tylko powoduje, że takie decyzje prowokują bardzo duży poziom nieufności wobec tych, którzy je składają, w tym wypadku wobec Brukseli. One też niczego nie rozwiązują. Popatrzmy choćby na nieszczęsną decyzję z września ubiegłego roku o relokacji uchodźców. Problemu nie rozwiązała, a przyniosła ogromne koszty polityczne wewnątrz UE. Pytanie komu dziś potrzebne są kolejne koszty polityczne w Unii, która jest już dość mocno znękana napięciami wewnętrznymi.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kolejny minister idzie do PE? "Powiedziałem, że przyjmę takie zadanie"
Polityka
Dariusz Joński o Mariuszu Kamińskim: Nie żałuję pytania o to, czy był trzeźwy
Polityka
Lewicowa rozgrywka o mieszkania. Partia chce miejsca w Ministerstwie Rozwoju
Polityka
USA krytycznie o prawach człowieka w Polsce. Departament Stanu przygotował raport
Polityka
Zakłócone loty nad Europą. Rosjanie celowo wprowadzają pilotów w błąd