Hagstofa Íslands, czyli islandzki urząd statystyczny podał dane świadczące, że po kryzysie 2008 r. w kraju nie ma już śladu. Bezrobocie jest w granicach błędu statystycznego 1 proc., czyli bez pracy teoretycznie pozostaje 2100 osób; tak niskie nie było nigdy, choć przez dziesięciolecia mała (330 tys. mieszkańców) Islandia szczyciła się swoim rynkiem pracy.

W latach 70-80. XX wieku bezrobocie nie przekraczało 4 proc. Zwiększało się stopniowo w latach 90., aby w 2008 r. eksplodować, po tym jak upadły trzy prywatne banki kraju (ich długi przejęło państwo). Wtedy bez pracy było blisko 10 proc. dorosłej populacji w tym wielu z ok. 10 tys. Polaków, którzy stanowili największą mniejszość narodową w Islandii.

Wraz ze spadkiem bezrobocia rosły na wyspie zarobki. Obecnie, jak podał icelandview.com, są na poziomie 2008 r., czyli wysokie. Także cudzoziemcy zaczęli wracać na islandzki rynek pracy. Najwięcej pracuje ich w budownictwie i turystyce.

W pozostałych krajach nordyckich bezrobocie jest wyższe. Np. w Norwegii 4,5 proc., a w Finlandii 8,9 proc. Eksperci tłumaczą niskie bezrobocie w Islandii nie tylko dobrą sytuacją w gospodarce, ale i wielkością rynku. W małych krajach europejskich łatwiej utrzymać niskie poziom bezrobocia. Choć np. w Luksemburgu, który ma podobną do Islandii liczbę mieszkańców, wynosi ono 6,9 proc.