43-letni Maksim Gałkin od dwóch miesięcy jest chyba najbardziej omawianym celebrytą w Rosji. W mediach społecznościowych został okrzyknięty „liderem opozycji", pojawiły się spekulacje na temat jego ambicji prezydenckich i zaczęto go porównywać do przywódcy Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, niegdyś najbardziej znanego artysty kabaretowego nad Dnieprem. Przed wygraną w wyborach prezydenckich jego kabaret objeździł całą Ukrainę i wyśmiewał tamtejszych polityków i oligarchów. Dzisiaj to samo robi w Rosji Gałkin, który sięga po coraz bardziej „niepoprawne politycznie" żarty.
W piątek zbierał oklaski wypełnionego po brzegi Pałacu Kremlowskiego, najbardziej prestiżowej sali koncertowej w kraju. Oświadczył, że nie zamierza robić kariery politycznej i „nigdzie się nie wybiera". – My to nie Ukraina, tu zastrzelą jeszcze przed inauguracją. Dlatego chciałbym oświadczyć, że wszystko, co mówię podczas koncertu, to tylko żarty – podkreślił Gałkin. Opowiedział o tym, jak „przypadkowa kobieta" wywołała na początku października zamieszanie, nagrywając jego wystąpienie w Nowosybirsku i zamieszczając go na popularnym portalu w sieci. Mówił, że dostał po tym tysiące wiadomości i komentarzy: „Po co to panu jest, jest pan taki młody i ma pan całe życie przed sobą" albo „Popieram pana i oddam swój głos". – Cieszę się, że nasi ludzie mimo wszystko jeszcze wierzą, że o czymś decydują, uczestnicząc w wyborach. To świadczy, że demokracja zakorzeniła się w naszym społeczeństwie – ironizował artysta.
Wcześniej w sieci również często pojawiały się nagrania z koncertów komika, ale nowosybirskie wystąpienie przyciągnęło szczególną uwagę internautów. W ciągu zaledwie kilku tygodni kilkudziesięciuminutowy filmik obejrzało ponad 2,5 mln internautów. Gałkin, który od niemal 20 lat nieprzerwanie jest związany z rządową stacją Pierwyj Kanał (prowadził m.in. rosyjską wersję programu „Milionerzy"), mówił o powrocie radzieckiej cenzury „w jej najgorszym wydaniu". – Wcześniej było więcej satyry politycznej w telewizji, dzisiaj nie wszystko wolno mówić. Na szczęście jeszcze podczas koncertów możesz mówić, co chcesz. Dlatego nie proszę o te wszystkie odznaczenia państwowe i tytuły, by móc mówić – opowiadał mieszkańcom Nowosybirska. Wspomniał o opozycjoniście Aleksieju Nawalnym, o którym milczą media rządowe. – Jaki z niego opozycjonista? Przecież ciągle siedzi i go wcale nie widać – mówił.
Poruszył też najbardziej delikatny temat, z którego niewielu komików odważy się w Rosji żartować. – Urodziło się już całe pokolenie, które ma własne dzieci. To wszystko za czasów Putina. Oni myślą, że „Putin" to taka nazwa stanowiska i że „Putin" może być tylko jeden. I słusznie. Nasz naród zawsze ciągnęło do cara. Nigdy nie wyjdziemy z tego niewolnictwa, za czasów carskich był car, za komuny sekretarz generalny, trochę pohuśtaliśmy się za Jelcyna i ponownie otrzymaliśmy cara. To normalne – brzmiał monolog Gałkina.
Niemal od razu odezwali się czołowi rosyjscy propagandyści Dmitrij Kisielow i Władimir Sołowiew, którzy żartów nie zrozumieli i zaczęli polemizować z kabareciarzem, przekonując rosyjskich widzów, że „w Rosji nie ma cenzury".