– Ochrona jest konieczna, ponieważ niemal z całą pewnością można stwierdzić, że było to otrucie – powiedział policjantom stojącym wokół berlińskiej kliniki Charite rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert.
Po raz pierwszy od czwartku, gdy Aleksiej Nawalny stracił przytomność na pokładzie samolotu lecącego z Tomska do Moskwy, oficjalny przedstawiciel europejskiego rządu wskazał truciznę jako przyczynę jego choroby. Taką diagnozę podają też lekarze z kliniki Charite.
– Podejrzenia, że Nawalny został otruty, są wzmacniane tym, że niestety w najnowszej historii Rosji było kilka takich podejrzanych przypadków – dodał Seibert.
Sam lider opozycji wcześniej podejrzewał, że próbowano go otruć w 2018 roku w areszcie śledczym. W tym samym czasie został otruty jego znajomy, działacz społeczny Piotr Wierziłow, którego leczono w tej samej berlińskiej klinice. Dwukrotnie też próbowano otruć opozycjonistę Władimira Kara-Murzę. W żadnym z tych przypadków policja nie wszczęła śledztw. W niedzielę zaś upłynął termin, w jakim rosyjska prokuratura mogłaby wszcząć sprawę o otrucie Nawalnego.
Oficjalny Kreml nie zabrał głosu po niemieckich oskarżeniach. Jedynie w sobotę, w rozmowie z szefem Rady Europejskiej Charlesem Michelem prezydent Władimir Putin powiedział, że opozycjonista „zachorował". Bronią się natomiast ze wszech sił lekarze ze szpitala w Omsku, gdzie Nawalny trafił wprost z samolotu.