Na wideokonferencji trójki przywódców „omawiano możliwą współpracę w szczepieniach". Wcześniej władze Austrii poinformowały, że negocjują z Rosją zakup miliona dawek Sputnika V.
Spośród państw Unii Europejskiej szczepionkę zakupiły już Węgry i Słowacja. Tyle że w tym ostatnim kraju kontrakt wywołał kryzys rządowy: premierowi zarzucono, że wynegocjował wakcynę, która nie jest jeszcze dopuszczona do użytku na terenie Unii.
Oba kraje zakupiły tylko po kilkaset tysięcy dawek, tak jak i pozaunijna Serbia – i wszystkie trzy dostały kilka razy więcej szczepionek Sinopharm z Chin.
Jeszcze w połowie lutego szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wyrażała zdziwienie, że Kreml oferuje Europie zakup „milionów i milionów dawek, gdy tymczasem niedostatecznie szczepi własnych obywateli". Rzeczywiście, tempo szczepień w samej Rosji również obecnie jest niższe niż w krajach europejskich, przy tym Kreml ogłosił, że ma aż trzy własne szczepionki (Sputnik V, EpiVacKoronę i CoviVak). Miesiąc po von der Leyen komisarz ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton powiedział, że „Europa zupełnie nie potrzebuje Sputnika", i dodał, że przy obecnym tempie otrzymywania szczepionek to Unia „będzie mogła pomóc Rosji (swoimi wakcynami) w drugim kwartale".
Eksperci zaś wskazują, że „w Europie Sputnik nie uczyniłby przełomu". Do połowy marca Rosjanie wyprodukowali bowiem jednie 10 mln jego dawek, a w Rosji zaszczepiono mniej osób niż w mających dwa razy mniej ludności Niemczech. Tymczasem UE tylko u Pfizera zakontraktowała 400 mln dawek, a w firmie Johnson & Johnson i u Moderny – po ponad 50 mln. Wszystkie one już są dopuszczone do użytku w Unii, w przeciwieństwie do Sputnika.