44-letniego Imrana Alijewa znaleziono w hotelu Coq Hardi jeszcze 30 stycznia, ale dopiero teraz o tym poinformowano. Zamordowany leżał na podłodze hotelowego pokoju z ranami kłutymi piersi i szyi. Podobno obok zwłok znaleziono narzędzie zbrodni – ale nie wiadomo, czy to był zwykły nóż czy czeczeński kindżał.
Alijew znany był z publikowanych na YouTubie nagrań, w których krytykował władcę Czeczenii Kadyrowa. Ale według imigrantów nie cieszył się w republice popularnością, mimo że innych uchodźców chętnie oglądają. – Widziałem jego wideo i od razu wywołało antypatię do niego. Jego zachowanie, to, co mówił i w jaki sposób, było nieodpowiednie – powiedział portalowi „Kawkazskij Uzieł" jeden ze studentów z Groznego.
– W tym morderstwie nie ma logiki: ani w motywach, ani w tym, że w ogóle do niego doszło – uważa inny czeczeński emigrant Musa Taipow, który mieszka w Strasburgu. Według niego Alijew miał ciężkie schorzenie stawów, co zmuszało go do brania dużej ilości leków przeciwbólowych, a to „mogło wpływać na jego postrzeganie rzeczywistości". W ostatnim czasie Czeczen mieszkający w Lille miał podobno dostawać dużo gróźb od Inguszy, którzy poczuli się urażeni „obraźliwymi uwagami w sprawie konfliktu granicznego inguszsko-czeczeńskiego".
Ale inni uchodźcy przypominają, że w listopadzie ubiegłego roku Ramzan Kadyrow publicznie wezwał, by „zabijać, wsadzać (do więzienia), straszyć (...) tych, którzy naruszają zgodę między ludźmi, zajmują się plotkami, kłótniami". Alijew poczuł się chyba zagrożony, bo 25 grudnia na YouTubie umieścił nagranie, w którym składa przysięgę wierności Kadyrowowi i zapewnia: „jestem z jego armii".
Nic mu to nie pomogło.