Jakość wchodzi w krew

Na standardy jakości składa się mnóstwo elementów codziennej pracy – mówi dr n. med. Marek Tombarkiewicz, były wiceminister zdrowia, dyrektor Narodowego Instytutu Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji

Publikacja: 12.12.2018 23:10

Jakość wchodzi w krew

Foto: AdobeStock

Rz: Ma pan szczególne podejście do ogólnopolskiego rankingu szpitali „Rzeczpospolitej".

Marek Tombarkiewicz: I dlatego tak bardzo żałuję, że w tym roku nie mogę być na gali. 14 grudnia 2015 r. odebrałem nagrodę pierwszego szpitala w województwie świętokrzyskim dla Szpitala Specjalistycznego w Staszowie, którego byłem dyrektorem, i pojechałem do Ministerstwa Zdrowia po nominację na wiceministra. To był dobry dzień. Symbolicznie zakończyłem rozwój szpitala od zera do pierwszego miejsca w województwie i zacząłem pracę w resorcie, gdzie miałem zająć się pracami nad ustawą o ratownictwie medycznym, a później także ustawą o jakości.

Ranking Szpitali 2018
Wyniki

Jakości poświęcił pan sporą część życia zawodowego.

Po ośmiu latach pracy anestezjologa w Staszowie przeszedłem do Szpitala im. Św. Łukasza w Końskich, gdzie jako ordynator tworzyłem tamtejszy szpitalny oddział ratunkowy (SOR). W 2007 r. wróciłem do Staszowa już jako dyrektor z zamiarem wprowadzenia standardów jakości. Od razu powiedziałem personelowi, że naszym celem jest zdobycie certyfikatu CMJ. W Końskich byłem także audytorem wewnętrznym. Miałem więc doświadczenie we wprowadzaniu zmian.

Jak szybko udało się zmienić staszowski szpital?

Kiedy wróciłem do Staszowa, nikt tam nie myślał o certyfikatach i nie rozumiał, dlaczego są potrzebne. Zapowiedziałem jednak, że idziemy w tym kierunku i nie ma od niego odwrotu. Po roku uzyskaliśmy ISO 9000, którego niewątpliwym plusem jest to, że dobrze szereguje dokumentację szpitalną. Jeśli chce się postawić organizację, trzeba zacząć od podstaw. W 2009 r. uzyskaliśmy akredytację Centrum Monitorowania Jakości, która jest najwyższym certyfikatem, jaki może zdobyć polski szpital, a w 2012 r. weszliśmy do pierwszej setki najlepszych szpitali w rankingu „Rzeczpospolitej". W kolejnych latach pięliśmy się w górę, by w 2015 r. znaleźć się na pierwszym miejscu w województwie i 28. w kraju.

Czy łatwo było przekonać personel do zmian?

To nigdy nie jest łatwe. Każda zmiana budzi obawy i jest niechętnie przyjmowana przez ludzi. Nie da się wprowadzić standardów bez zaangażowania całego personelu, nie tylko medycznego, wśród którego najliczniejszą grupą są pielęgniarki, ale również technicznego. Akredytacja to przecież także bezpieczeństwo mediów, zapewnienie zapasowego źródła wody, zapasowego agregatu prądotwórczego i tak dalej... Oczywiście, najważniejsze są kwestie medyczne – bezpieczeństwo znieczuleń, dobry receptariusz szpitalny, właściwe zlecanie leków, ale też kwestie zakażeń wewnątrzszpitalnych i dobrze działający komitet ds. zakażeń oraz zgłaszanie działań niepożądanych. Na standardy jakości składa się mnóstwo elementów codziennej pracy, ale także niezwykle istotne analizy własnej działalności klinicznej, do której zobowiązany jest dziś każdy szpital. Składa się na nią analiza skutków odległych zabiegów, reanimacji, znieczuleń, powrotów pacjentów do szpitala, czyli rehospitalizacji, analiza zgonów, ale także omawianie tych wniosków, zarówno z lekarzami, jak i pielęgniarkami. Cały feedback służy poprawie, a w doskonaleniu się kluczowa jest dobra analiza i wyciąganie wniosków z własnej działalności.

W 2009 r. został pan wizytatorem Centrum Monitorowania Jakości. Czy sprawdzając innych, łatwiej było wprowadzać zmiany we własnym szpitalu?

Zarówno podejście projakościowe, jak i praca wizytatora wchodzą w krew i nie umiem wejść do żadnego szpitala, nie zwracając uwagi na potencjalne zagrożenia, jakie wynikają ze z pozoru niewinnych zaniedbań.

Jak zwykły pacjent może poznać, czy jego szpital spełnia normy jakości?

Najprostszym do zaobserwowania wskaźnikiem są dozowniki na płyn dezynfekcyjny umieszczone już przy wejściu do szpitala, w ciągach komunikacyjnych i w każdym gabinecie czy na każdym oddziale. Jeśli w szpitalu wszędzie jest ich dużo, a personel korzysta z nich przed i po badaniu pacjenta, to znaczy, że w tym szpitalu przestrzega się zasad, przynajmniej jeśli chodzi o profilaktykę zakażeń. Kolejnym wyznacznikiem jest dużo informacji dla pacjentów na tablicach informacyjnych, wyciągi z ustawy o prawach pacjenta i pudełka na anonimowe ankiety, bo jeśli szpital zachęca do ankiet i oceniania jakości pobytu i pracy personelu, to znaczy, że kontroluje swoje funkcjonowanie. Oczywiście, najważniejsze jest to, czy wyciąga z tych ankiet wnioski. Bo to one są kluczem do poprawy jakości. Nie mniej ważna jest czystość pomieszczeń, segregacja odpadów i życzliwość personelu.

W resorcie zdrowia zajmował się pan między innymi ustawą o monitorowaniu jakości?

Założenia do niej opracowywał minister Piotr Warczyński, a ja kontynuowałem prace nad nią. Kiedy w marcu 2018 r. odchodziłem z resortu, jej projekt był gotowy do konsultacji społecznych. Dziś codziennie go wyglądam, jak pewnie wielu dyrektorów i wiele osób, którym zależy na jakości w szpitalach. Wszyscy oni wiedzą bowiem, że jakość kosztuje i chcieliby, by płatnik publiczny docenił ich wysiłki w postaci np. zastosowania wskaźnika korygującego punkt rozliczeniowy. Kilkuprocentowy bonus pozwoliłby docenić ich pracę i odróżnił od placówek, które nie robią nic, by poprawić jakość, a tym samym bezpieczeństwo pacjentów. Ale ustawa o jakości to też mnóstwo elementów służących poprawie funkcjonowania systemu ochrony zdrowia, choćby wprowadzenie rejestrów medycznych i obligatoryjnego raportowania zdarzeń niepożądanych.

W połowie czerwca został pan powołany na stanowisko dyrektora Narodowego Instytutu Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji. Czy tutaj też będzie pan poprawiał jakość?

Już na pierwszym spotkaniu z personelem zapowiedziałem, że będziemy się starali o certyfikat akredytacyjny ministra zdrowia. Z drogi jakości, myślę, że nie zejdę nigdy.

Rz: Ma pan szczególne podejście do ogólnopolskiego rankingu szpitali „Rzeczpospolitej".

Marek Tombarkiewicz: I dlatego tak bardzo żałuję, że w tym roku nie mogę być na gali. 14 grudnia 2015 r. odebrałem nagrodę pierwszego szpitala w województwie świętokrzyskim dla Szpitala Specjalistycznego w Staszowie, którego byłem dyrektorem, i pojechałem do Ministerstwa Zdrowia po nominację na wiceministra. To był dobry dzień. Symbolicznie zakończyłem rozwój szpitala od zera do pierwszego miejsca w województwie i zacząłem pracę w resorcie, gdzie miałem zająć się pracami nad ustawą o ratownictwie medycznym, a później także ustawą o jakości.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko