Ostatnie tygodnie przyniosły fundamentalny spór o model demokracji na Wyspach. To wybór między demokracją bezpośrednią a przedstawicielską. Czy podstawowym odniesieniem dla działania rządu i parlamentu powinien być werdykt referendum? Czy też suwerenem jest parlament, a więc elity wyłonione w wyborach, które mają swobodę interpretowania głosu wyborców?
Partia ponad wszystko
Boris Johnson opowiedział się za modelem demokracji, w której najwyższym źródłem decyzji jest społeczeństwo, nawet jeśli w sensie prawnym referendum nie jest dla polityków wiążące. Dlatego stara się „dostarczyć brexit", zgodnie z wolą narodu wyrażoną w 2016 r. Uważa, że jeśli parlament utrudnia zrealizowanie „woli ludu", to można nawet na jakiś czas zawiesić jego funkcjonowanie. Uważa też, że jeśli elity parlamentarne nie są w stanie wyłonić klarownej większości, to niezbędne są wybory.
Opozycja broni suwerenności parlamentu. Krytykuje zawieszenie jego funkcjonowania na pięć tygodni, a jednocześnie w sytuacji pata politycznego w Westminsterze nie chce odwołać się do narodu, czyli zgodzić się na przedterminowe wybory.
Spór wokół brexitu pokazuje też różnicę między demokracją liberalną a większościową. W modelu liberalnym istnieje wiele procedur formalnych, które chronią prawa mniejszości przed dominacją aktualnej większości. To prowadzi do trudności przy wprowadzaniu głębokich zmian, nawet jeśli oczekuje tego większość wyborców. Jeszcze trudniej o działania, które odbiegają od liberalnych wartości i standardów. Pomimo licznych dysfunkcji i kosztów integracji europejskiej w warunkach liberalnej demokracji wyjście z UE jest bardzo trudne, niemal niemożliwe. W ten sposób w warunkach kryzysów integracyjnych i nowych wyzwań z tym związanych tradycyjne reguły demokracji utrudniają stosowanie strategii odbiegających od dotychczasowych działań publicznych. Może to prowadzić do paraliżu państwa.
Jednym z podstawowych problemów współczesnej demokracji jest skupienie polityków na interesach własnych partii, co może niekiedy odbywać się kosztem strategicznych interesów państwa. Według Donalda Tuska obietnica Davida Camerona z 2015 r. w sprawie ogłoszenia referendum o wyjściu z UE była podyktowana przede wszystkim logiką partyjną. Konserwatyści zamierzali przyciągnąć wyborców eurosceptycznych, spodziewając się, że nie będą musieli spełniać obietnicy. Stało się inaczej.