Brytyjski sprawdzian

Brexit stał się bardzo ważnym testem demokracji. Trzyletnie spory w Westminsterze mogą świadczyć o dysfunkcjach tego ustroju – pisze europeista.

Aktualizacja: 22.09.2019 20:06 Publikacja: 22.09.2019 16:52

Brytyjski sprawdzian

Foto: AFP

Ostatnie tygodnie przyniosły fundamentalny spór o model demokracji na Wyspach. To wybór między demokracją bezpośrednią a przedstawicielską. Czy podstawowym odniesieniem dla działania rządu i parlamentu powinien być werdykt referendum? Czy też suwerenem jest parlament, a więc elity wyłonione w wyborach, które mają swobodę interpretowania głosu wyborców?

Partia ponad wszystko

Boris Johnson opowiedział się za modelem demokracji, w której najwyższym źródłem decyzji jest społeczeństwo, nawet jeśli w sensie prawnym referendum nie jest dla polityków wiążące. Dlatego stara się „dostarczyć brexit", zgodnie z wolą narodu wyrażoną w 2016 r. Uważa, że jeśli parlament utrudnia zrealizowanie „woli ludu", to można nawet na jakiś czas zawiesić jego funkcjonowanie. Uważa też, że jeśli elity parlamentarne nie są w stanie wyłonić klarownej większości, to niezbędne są wybory.

Opozycja broni suwerenności parlamentu. Krytykuje zawieszenie jego funkcjonowania na pięć tygodni, a jednocześnie w sytuacji pata politycznego w Westminsterze nie chce odwołać się do narodu, czyli zgodzić się na przedterminowe wybory.

Spór wokół brexitu pokazuje też różnicę między demokracją liberalną a większościową. W modelu liberalnym istnieje wiele procedur formalnych, które chronią prawa mniejszości przed dominacją aktualnej większości. To prowadzi do trudności przy wprowadzaniu głębokich zmian, nawet jeśli oczekuje tego większość wyborców. Jeszcze trudniej o działania, które odbiegają od liberalnych wartości i standardów. Pomimo licznych dysfunkcji i kosztów integracji europejskiej w warunkach liberalnej demokracji wyjście z UE jest bardzo trudne, niemal niemożliwe. W ten sposób w warunkach kryzysów integracyjnych i nowych wyzwań z tym związanych tradycyjne reguły demokracji utrudniają stosowanie strategii odbiegających od dotychczasowych działań publicznych. Może to prowadzić do paraliżu państwa.

Jednym z podstawowych problemów współczesnej demokracji jest skupienie polityków na interesach własnych partii, co może niekiedy odbywać się kosztem strategicznych interesów państwa. Według Donalda Tuska obietnica Davida Camerona z 2015 r. w sprawie ogłoszenia referendum o wyjściu z UE była podyktowana przede wszystkim logiką partyjną. Konserwatyści zamierzali przyciągnąć wyborców eurosceptycznych, spodziewając się, że nie będą musieli spełniać obietnicy. Stało się inaczej.

Z kolei premier Johnson dąży do „dostarczenia brexitu" pod koniec października. Jest motywowany w dużym stopniu przez sondaże poparcia dla konserwatystów. W majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego jego partia uzyskała katastrofalne wyniki (ok. 9 proc.). Było to spowodowane przede wszystkim przez upieranie się Theresy May przy umowie rozwodowej z UE, co kompromitowało ją w oczach dużej części elektoratu prawicowego. Dopiero zdecydowane stanowisko Johnsona wobec brexitu – nawet bez jakiejkolwiek umowy – wywindowało poparcie dla konserwatystów do 35 proc.

Także lider opozycyjnej Partii Pracy troszczy się przede wszystkim o interesy partyjne. Choć wielokrotnie nawoływał do przedterminowych wyborów, w obliczu przewagi notowań konserwatystów postanowił blokować inicjatywę Johnsona w tej sprawie. Ponadto, wyraźnie zmienia własne poglądy na temat brexitu. Początkowo opowiadał się za wyjściem z UE, gdyż prawo unijne uniemożliwia zrealizowanie jego marzeń o renacjonalizacji niektórych przedsiębiorstw. Później zaczął wspierać rozpisanie ponownego referendum w sprawie brexitu. Jeremy Corbyn próbuje skompromitować Johnsona przed jego elektoratem, zmuszając go do przedłużenia terminu opuszczenia UE wbrew jego wcześniejszym deklaracjom. Jest to karkołomna taktyka – próba zmuszenia rządu do realizowania celów opozycji.

W obliczu historycznych wyzwań główne partie nie są skłonne do kompromisu. Nie szukają wspólnej racji stanu. Corbyn opowiadał się wielokrotnie za wyjściem z UE z umową. Jednocześnie trzykrotnie odrzucił taką umowę wynegocjowaną przez Theresę May, choć była to jedyna propozycja akceptowana przez stronę unijną. Odmówił kompromisu nawet wtedy, kiedy May – wbrew stanowisku własnej partii – oferowała mu możliwość przeprowadzenia kolejnego referendum. Kluczenie Corbyna było spowodowane niechęcią do wsparcia jakiegokolwiek sukcesu konserwatywnego rządu.

Oporni urzędnicy

Liderzy polityczni skupili się więc na walce o władzę, która opiera się na wyraźnych różnicach programowych. A to utrudnia kompromis, nawet w sytuacji historycznych wyzwań. Ta sama logika powoduje, że perspektywa doraźna związana z możliwością wyborów zyskuje znaczenie nad wyzwaniami strategicznymi.

Dla wychodzącego z Unii Zjednoczonego Królestwa zasadniczą sprawą jest ułożenie długofalowych relacji z Europą kontynentalną, jak również poszukiwanie kreatywnych rozwiązań geopolitycznych umożliwiających rozwój kraju po brexicie. Jednak politycy skupiają się na tym, czy wyjście z Unii nastąpi z tymczasową umową, czy bez niej, czy nastąpi to w październiku, czy kilka miesięcy później. W tej dyskusji pojawiają się rzecz jasna argumenty strategiczne. Przykładowo umowa rozwodowa zawiera elementy, które warunkują docelowe relacje obu stron. Niemniej w Westminsterze wyraźnie górę biorą emocje związane z rywalizacją wyborczą.

W sytuacji chaosu politycznego oparciem dla państwa w jego działaniach strategicznych powinna być apolityczna administracja. Do tej pory tak była postrzegana służba cywilna Zjednoczonego Królestwa. Niemniej w obliczu brexitu również ona zdaje się zawodzić. Politycy kolejnych gabinetów konserwatywnych borykający się z wdrożeniem brexitu wielokrotnie narzekali, że urzędnicy utrudniają decyzje polityczne, zdają się wręcz sabotować możliwość bezumownego wyjścia z UE.

Dzieje się tak dlatego, że służba cywilna jest głęboko zanurzona w ideach liberalnej demokracji. A tym samym czuje opory wewnętrzne przed wprowadzaniem decyzji, których nie akceptuje na płaszczyźnie politycznej. W ten sposób przestaje jednak być instrumentem sprawnych rządów, a staje się kolejną przeszkodą proceduralną dla implementowania tych decyzji społeczeństwa, które odbiegają od standardowego postrzegania spraw publicznych. Taka administracja działa sprawnie w warunkach kontynuacji wcześniejszej polityki, ale staje się obciążeniem w sytuacji historycznych wyzwań.

Autor jest profesorem na UW, artykuł wyraża jego osobiste poglądy, a nie instytucji, z którymi jest związany

Ostatnie tygodnie przyniosły fundamentalny spór o model demokracji na Wyspach. To wybór między demokracją bezpośrednią a przedstawicielską. Czy podstawowym odniesieniem dla działania rządu i parlamentu powinien być werdykt referendum? Czy też suwerenem jest parlament, a więc elity wyłonione w wyborach, które mają swobodę interpretowania głosu wyborców?

Partia ponad wszystko

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem