„Śledztwo w jego sprawie pokazuje, że nie ma uprzywilejowanych i nie ma wyjątków. A każdy, kto łamie prawo, będzie srodze ukarany" – poinformowało w poniedziałek, w 13. dniu po zniknięciu szefa międzynarodowej organizacji policyjnej chińskie Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego.
A jest to własny resort szefa Interpolu. 64-letni Chińczyk Meng Hongwei bowiem cały czas pozostaje chińskim wiceministrem bezpieczeństwa publicznego. Stał się też pierwszym w historii aresztowanym szefem międzynarodowej organizacji policyjnej.
Meng wraz z rodziną na stałe przeprowadził się do Lyonu, gdzie znajduje się kwatera główna organizacji. Interpol odmówił jednak dziennikarzom odpowiedzi na pytanie, czy wszyscy szefowie sprowadzają tam rodziny na czas swoich kadencji i czy organizacja płaci za ich pobyt.
Teraz zaś w sprawie Menga trwają dwa śledztwa: chińskie w sprawie o korupcję i francuskie – z powodu zaginięcia i niemożności ustalenia miejsca jego pobytu. Pod koniec września Chińczyk wyjechał do Pekinu i od tej pory nikt go nie widział. Gdy w końcu poprzez biuro Interpolu w Pekinie Paryż zwrócił się do tamtejszych władz z pytaniem, co się stało z Mengiem, w odpowiedzi do Lyonu nadeszła rezygnacja podpisana przez zaginionego.
„Jego skłonność do robienia po swojemu sprawiła, że sam ponosi winę za swoje kłopoty" – ogłosiło chińskie ministerstwo. Nikt jednak nie wie, co miałby robić Meng, ani nawet czy ewentualne przestępstwo popełnił, będąc szefem Interpolu. „Le Parisien" jedynie sugerował, że zarzuty dotyczą „pomagania jakiejś firmie zajmującej się bezpieczeństwem komputerowym w zawieraniu kontraktów na rynku".