Na ceremonię podpisania 86-stronicowego dokumentu z wicepremierem i głównym negocjatorem Chin Liu He Donald Trump zaprosił do East Room Białego Domu przeszło dwustu starannie wybranych gości. Bo też na dziesięć miesięcy przed wyborami prezydent zamierza przekuć „deal" z Chińczykami w wielki sukces, który otworzy mu bramy do reelekcji.
– Powtarzam naszym farmerom: kupujcie wielkie traktory. Będzie wielki biznes – oświadczył prezydent pod adresem jednej z najważniejszych grup wyborców, która zapewniła mu wygraną w 2016 r.
75 lat wolnego handlu
Kluczem porozumienia jest zobowiązanie Pekinu do zakupu w ciągu dwóch lat amerykańskich towarów za 200 mld USD, z czego 50 mld dol. za takie produkty rolne jak soja czy wołowina. Na umowie mają też skorzystać wielkie koncerny przemysłowe, w tym Boeing, od których Chińczycy mieliby do końca przyszłego roku nabyć towary przetworzone za 80 mld USD. Bilans zobowiązań Pekinu zamykają kontrakty energetyczne na 50 mld dol. i zamówienia na amerykańskie usługi warte 35 mld dol.
– Prezydent osiągnął wielki sukces – przekonywał w Fox News sekretarz skarbu Steven Mnuchin. Ale też przyznał, że „wiele zostało do zrobienia".
I rzeczywiście, sam Trump mówi o „pierwszej fazie" porozumienia. Rokowania dotyczące fazy drugiej mają się zacząć dopiero po wyborach, w bliżej nieokreślonym terminie. Mimo zobowiązań do zwiększenia importu przez Chińczyków Waszyngton utrzymał więc 25-procentowe cła na import 250 mld USD i 7,5-procentowe na 110 mld USD. To fundamentalna zmiana ze strony kraju, który od II wojny światowej był najważniejszym promotorem wolnego handlu. Teraz średnie cła na import chińskich produktów do USA osiągną 21 proc. wobec 3 proc. jeszcze dwa lata temu.