Biały Dom poinformował po rozmowie telefonicznej prezydenta USA Donalda Trumpa z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem, że siły USA "nie będą już znajdować się w bezpośrednim sąsiedztwie" terenów, na których Turcja zamierza przeprowadzić ofensywę.

Wczoraj amerykański prezydent zaczął powoli wycofywać się ze swojej deklaracji. Po krytyce ze strony Demokratów, jak i Republikanów, ostrzegł Turcję, że może zniszczyć gospodarkę tego kraju, jeśli w Syrii posunie się za daleko.

Głos w tej sprawie zabrał również zasiadający w Komisji Spraw Zagranicznych Senatu Lindsey Graham. Zapowiedział możliwość nałożenia sankcji na Turcję, jeśli dojdzie do ataku w Syrii. Jeżeli celem ataku będą Kurdowie, którzy pomagali Amerykanom w walkach z Daesh, Senat wezwie do zawieszenia Turcji w NATO.

Senator z ramienia Republikanów jest z reguły jednym z największych sojuszników Donalda Trumpa, jednak skrytykował decyzję o wycofaniu wojsk i zaaprobowaniu tureckiej ofensywy.

Rzecznik Kurdów Syryjskich Sił Demokratycznych określił ruch USA jako "dźgnięcie w plecy".