Widzi pan jakieś pozytywne strony projektu ustawy o „składce" od reklam w mediach?
Jest tam część dotycząca opodatkowania globalnych graczy na rynku reklamy internetowej. To realizacja projektu unijnej dyrektywy, która ma zapobiec ucieczce od podatków przez te koncerny. Warto temu przyklasnąć, danina ta może objąć także operatorów największych polskich portali, ale to nawet dobrze, bo unikniemy zarzutu dyskryminacji podmiotów zagranicznych. Oprócz tego projektodawcy surowiej potraktowali reklamę suplementów diety i leków niż innych produktów. I to właśnie może być ten okruch rozsądku wśród niezbyt przemyślanych pomysłów na dodatkowe obciążanie prasy, radia i telewizji, a także firm reklamy zewnętrznej.
Czytaj także: Podatek od reklam: niejasności w projekcie problematyczne dla podatników i skarbówki
Dlaczego akurat leki i suplementy diety należałoby dodatkowo opodatkować?
Zacznijmy od podstawowego problemu, do którego rząd nie chce się wprost przyznać. Budżet pilnie potrzebuje dziś pieniędzy i nie ma się co oszukiwać: nałożenie nowych podatków albo podwyżki starych są nieuniknione. Trzeba zatem narzędzi, które dają efekt fiskalny. Ale pamiętajmy, że podatki mogą być też narzędziem polityki społecznej. Mogą zachęcać lub zniechęcać do określonych zachowań, w tym zakupowych. Powszechnie wiadomo i nie będę się nad tym rozwodził, że Polacy masowo kupują leki i suplementy diety, choć nie zawsze mają ku temu rozsądne powody. O ile wiem, krajowy rynek samych tylko suplementów diety jest wart około 5 mld zł. Można by zatem osiągnąć cel zarówno fiskalny, jak i społeczny, poprzez zniechęcenie do nadużywania takich produktów. Przecież w wielu przypadkach dają one tylko złudną poprawę samopoczucia.