Polityk PiS dodała, że "jako matka dziecka niepełnosprawnego, osoby dorosłej, może to będzie brutalne, znalazłabym paragraf na tych rodziców, którzy przetrzymują swoje dzieci w Sejmie w takich warunkach niegodnych".

Protestujący domagają się zrównania renty socjalnej z najniższą rentą z ZUS oraz 500 zł dodatku rehabilitacyjnego, nazywanego przez nich "dodatkiem na życie". Rząd zaproponował taki dodatek w formie m.in. dostępu do usług rehabilitacyjnych, wizyt lekarskich poza kolejnością, zawartych w projekcie ustawy o szczególnych rozwiązaniach wspierających osoby o znacznym stopniu niepełnosprawności, który trafił do Sejmu.

Posłanka Krynicka stwierdziła w rozmowie z TVN24, że dobrze wie, co jest potrzebne dorosłym osobom niepełnosprawnym. - 500 złotych sprawy nie załatwi - oceniła. - Jest demokracja. Jeśli chcą strajkować, to niech strajkują - dodała, zaznaczając, że jej zdaniem "jest karygodne, że ci rodzice przetrzymują niepełnosprawne osoby w Sejmie tyle dni".

- Jeżeli ma się dziecko dorosłe niepełnosprawne czy intelektualnie, czy fizycznie, to ono jest w pewnym stopniu, a nawet dużym, uzależnione od rodziców i jest pod ogromnym wpływem. Jeżeli mu się powie, że ono ma być, to jest. I to nie jest fair - mówiła posłanka.

Na słowa Krynickiej zareagował Jakub Hartwich, jeden z protestujących. - To nasza wspólna decyzja, żeby zrobić ten protest i go kontynuować. Przyjechaliśmy naszą zgraną ekipą i taką podjęliśmy wszyscy decyzję. Nie jesteśmy tutaj z przymusu - powiedział w TVN24.