Rząd powinien zachęcać bezrobotnych do pracy

Rozmowa | Jacek Męcina ekspert Konfederacji Lewiatan, były wiceminister pracy

Publikacja: 30.01.2018 07:12

Jacek Mącina

Jacek Mącina

Foto: rp.pl

Rz: Mamy rekordowo niskie bezrobocie, co dla gospodarki oznacza brak rąk do pracy, jak rząd powinien zareagować na taką sytuację na rynku pracy?

Jacek Męcina: Kluczowe jest zapewnienie gospodarce dostępu do kapitału ludzkiego, w przeciwnym razie tworzyć się będą napięcia spowodowane kolejną nierównowagą (równie niebezpieczną jak bezrobocie), tym razem brakiem pracowników. To wyzwanie wykracza poza działania, jakie mogą podejmować urzędy pracy, choć także tu z miliona bezrobotnych możliwa jest aktywizacja i wprowadzenie na rynek pracy pewnie ok. połowy. Pod tym względem szkoda, że nie w pełni wykorzystano nowe instrumenty wprowadzone w 2014 r., bo mogło być lepiej – mamy okres, w którym pracodawcy są skłonni zatrudniać nawet nie w pełni przygotowanych pracowników i efekt skutecznego wprowadzania na rynek pracy jest po prostu bardziej trwały. Większą grupą rezerw rynku pracy stanowią dziś osoby bierne zawodowo, przede wszystkim kobiety, które bardzo często wybierają opiekę nad dzieckiem. Przemawia za tym brak w środowisku lokalnym usług żłobkowych lub pracy w zawodzie czy odpowiednich kwalifikacji. Część, korzystając ze wsparcia wynikającego z pobieranych świadczeń, nie ma dostatecznej motywacji do powrotu na rynek pracy. Pomoc urzędu pracy i tworzenie zachęt do powrotu na rynek pracy to dziś zadanie państwa. Warto rozważyć zmianę modelu świadczenia 500+, tak aby zachęcało do aktywności zawodowej, niepowiązane z dochodami w przypadku jednego dziecka. Resort pracy wielokrotnie deklarował otwartość na rozwiązania sprzyjające wzrostowi aktywności zawodowej kobiet i po prostu trzeba to zrobić.

Jak pan ocenia pomysły rządu na sprowadzanie pracowników z zagranicy?

Jeśli dziś w gospodarce ponad milion stanowią zatrudnieni tu obywatele Ukrainy, a z bilansu demograficznego wynika, że na rynku pracy deficyt pracowników będzie się powiększał, potrzebna jest bardziej aktywna polityka migracyjna. A dostrzegamy raczej ograniczenia i zaledwie zapowiedzi nowych rozwiązań. Zaniechanie takich działań może być bardzo niebezpieczne dla gospodarki, tworząc największe zagrożenie dla utrzymania wzrostu gospodarczego i zachowania atrakcyjności inwestycyjnej Polski.

A co z osobami starszymi?

Zwiększanie aktywności zawodowej osób starszych i młodzieży, jednym słowem działań, które zniwelują skutki obniżenia wieku emerytalnego – to kosztowało rynek pracy na razie ponad 200 tys. osób. Uważam, że państwo ma instrumenty, aby zachęcać do powrotu na rynek pracy i dłuższej aktywności. Niskie emerytury są ważną motywacją, ale może warto wzorem kilku krajów wprowadzić nowe rozwiązanie w zakresie zatrudnienia osób 60+, np. w formie specjalnej umowy (silver contract), która przewidywałaby wyższe koszty uzyskania przychodu lub większą dobrowolność w opłacaniu składki czy opodatkowaniu. Dla rynku pracy ważne jest każde 10 tys., które zdecyduje się powrót na rynek pracy. Bez takich działań obejmujących już nie tylko politykę rynku pracy, ale też, szerzej, instrumenty polityki zatrudnienia, szybko przejdziemy z zachwytów nad niską stopą bezrobocia do narzekania na problemy gospodarki związane z napięciami wynikającymi z niskiej podaży pracy.

Może jednak to działania pracodawców, np. związane z podwyżką, wynagrodzeń mogą być wystarczająca zachętą do wzrostu aktywności zawodowej?

Na pewno obserwowany stały wzrost wynagrodzeń jest czynnikiem sprzyjającym powrotom na rynek pracy. Ale zbyt wysokie tempo wzrostu może być dla gospodarki i rynku pracy kłopotem w dłuższym okresie czasu, uderzając w konkurencyjność firm i pozbawiając cześć z nich, zwłaszcza z sektora małych i średnich przedsiębiorstw, dostępu do pracowników. A to już grozi nie tylko ich funkcjonowaniu, ale też wprost przetrwaniu na rynku. Jeśli do tego dodamy rosnącą inflację, która z pewnością przełoży się w 2018 r. na wzrost presji płacowej ze strony pracowników i związków zawodowych i żądania już nie 4–5 proc., ale 8–10 proc., to przy towarzyszącej tej sytuacji nierównowadze podażowej skutki dla gospodarki mogą być niebezpieczne. Jednym słowem, rynek pracy to dziś naprawdę najważniejszy czynnik rozwoju naszego kraju i dlatego wymaga szczególnej uwagi rządu i zdecydowanie szybszych działań.

W tegorocznym budżecie rząd zaplanował, że na koniec roku na koncie Funduszu Pracy zostanie aż 10 mld zł. Czy te pieniądze nie powinny pracować na rzecz przedsiębiorców płacących składkę?

Powinny, a jednym z instrumentów powinien być Krajowy Fundusz Szkoleniowy, tyle że może zmodyfikowany. W resorcie zostawiłem po sobie KFS i idee jego rozwijania w kierunku większej indywidualizacji i możliwości łączenia funduszu ze środkami własnymi przedsiębiorcy, czy nawet indywidualnych dopłat samych pracowników. Mam nadzieję, że wkrótce takie rozwiązania, doskonale znane z wielu krajów UE zobaczymy w zapowiadanej nowelizacji ustawy. Ale dziś rozważyłbym jeszcze jedno rozwiązanie, sprawiedliwe dla wszystkich przedsiębiorców, może warto obok KFS rozważyć zmniejszenie składki na FP adekwatne do inwestycji w szkolenia i rozwój pracowniczy. Np. w relacji do funduszu płac w przedsiębiorstwie, zmniejszenie składki na Fundusz Pracy do 1 proc., czyli o 1,45 proc., w przypadku inwestycji w szkolenia na poziomie powyżej 3 proc. i odpowiednio do 1,45 proc. czyli o 1 proc. przy inwestycjach w szkolenia powyżej 2 proc. i odpowiednio zmniejszenie składki o 0,5 proc., czyli do 1,95 proc. przy inwestycjach powyżej 1 proc. funduszu płac. Obniżenie opodatkowania pracy byłoby wtedy motywatorem do zwiększania inwestycji w szkolenia i rozwój zawodowy, realizując ważny kierunek poprawy sytuacji na rynku pracy, a z perspektywy nadwyżki FP taka zachęta byłaby motywująca. Równocześnie KFS mógłby się skoncentrować na finansowaniu szkoleń w sektorze mikro i małych przedsiębiorstw oraz wprowadzić rozwiązania oparte na indywidualnych kontach szkoleniowych.

Od początku tego roku pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego będą wydawane inaczej niż dotychczas. Komisja Europejska chce, by były one inwestowane w rozwój umiejętności pracowników, a nie aktywizację bezrobotnych. Co to oznacza dla przedsiębiorców?

Przede wszystkim warto podkreślić, że taki sygnał wysłaliśmy do rynku pracy w 2014 r., m.in. wprowadzając Krajowy Fundusz Szkoleniowy, instrumenty rynku pracy pozwalające na inwestycje w kwalifikacje, uważam też, że ten kierunek jest dobry. Tyle że od 2014 r. nie dostrzegłem żadnych nowych rozwiązań i liczę na to, że zapowiadana nowelizacja ustawy o promocji zatrudnienia mile zaskoczy nas wszystkich nowymi rozwiązaniami. Przedsiębiorcy muszą zrozumieć, że inwestycje w pracowników to inwestycje w innowacyjność i konkurencyjność, a w warunkach zmian gospodarki 4.0 to często warunek przetrwania. Wielu zresztą to już rozumie, innym trzeba to uświadomić. Ale problemem są ci mikroprzedsiębiorcy, którzy nie wygenerują środków na te inwestycje. I tym w szczególności państwo musi pomóc, zresztą środkami gromadzonymi na ten cel przez samych przedsiębiorców.

W tegorocznym budżecie rząd zaplanował, że na koniec roku na koncie Funduszu Pracy zostanie aż 10 mld zł. Czy te pieniądze nie powinny pracować na rzecz przedsiębiorców płacących składkę?

Powinny, a jednym z instrumentów powinien być Krajowy Fundusz Szkoleniowy, tyle że może zmodyfikowany. W resorcie zostawiłem po sobie KFS i idee jego rozwijania w kierunku większej indywidualizacji i możliwości łączenia funduszu ze środkami własnymi przedsiębiorcy, czy nawet indywidualnych dopłat samych pracowników. Mam nadzieję, że wkrótce takie rozwiązania, doskonale znane z wielu krajów UE zobaczymy w zapowiadanej nowelizacji ustawy. Ale dziś rozważyłbym jeszcze jedno rozwiązanie, sprawiedliwe dla wszystkich przedsiębiorców, może warto obok KFS rozważyć zmniejszenie składki na FP adekwatne do inwestycji w szkolenia i rozwój pracowniczy. Np. w relacji do funduszu płac w przedsiębiorstwie, zmniejszenie składki na Fundusz Pracy do 1 proc., czyli o 1,45 proc., w przypadku inwestycji w szkolenia na poziomie powyżej 3 proc. i odpowiednio do 1,45 proc. czyli o 1 proc. przy inwestycjach w szkolenia powyżej 2 proc. i odpowiednio zmniejszenie składki o 0,5 proc., czyli do 1,95 proc. przy inwestycjach powyżej 1 proc. funduszu płac. Obniżenie opodatkowania pracy byłoby wtedy motywatorem do zwiększania inwestycji w szkolenia i rozwój zawodowy, realizując ważny kierunek poprawy sytuacji na rynku pracy, a z perspektywy nadwyżki FP taka zachęta byłaby motywująca. Równocześnie KFS mógłby się skoncentrować na finansowaniu szkoleń w sektorze mikro i małych przedsiębiorstw oraz wprowadzić rozwiązania oparte na indywidualnych kontach szkoleniowych.

Od początku tego roku pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego będą wydawane inaczej niż dotychczas. Komisja Europejska chce, by były one inwestowane w rozwój umiejętności pracowników, a nie aktywizację bezrobotnych. Co to oznacza dla przedsiębiorców?

Przede wszystkim warto podkreślić, że taki sygnał wysłaliśmy do rynku pracy w 2014 r., m.in. wprowadzając Krajowy Fundusz Szkoleniowy, instrumenty rynku pracy pozwalające na inwestycje w kwalifikacje, uważam też, że ten kierunek jest dobry. Tyle że od 2014 r. nie dostrzegłem żadnych nowych rozwiązań i liczę na to, że zapowiadana nowelizacja ustawy o promocji zatrudnienia mile zaskoczy nas wszystkich nowymi rozwiązaniami. Przedsiębiorcy muszą zrozumieć, że inwestycje w pracowników to inwestycje w innowacyjność i konkurencyjność, a w warunkach zmian gospodarki 4.0 to często warunek przetrwania. Wielu zresztą to już rozumie, innym trzeba to uświadomić. Ale problemem są ci mikroprzedsiębiorcy, którzy nie wygenerują środków na te inwestycje. I tym w szczególności państwo musi pomóc, zresztą środkami gromadzonymi na ten cel przez samych przedsiębiorców.

—rozmawiał Mateusz Rzemek

Rz: Mamy rekordowo niskie bezrobocie, co dla gospodarki oznacza brak rąk do pracy, jak rząd powinien zareagować na taką sytuację na rynku pracy?

Jacek Męcina: Kluczowe jest zapewnienie gospodarce dostępu do kapitału ludzkiego, w przeciwnym razie tworzyć się będą napięcia spowodowane kolejną nierównowagą (równie niebezpieczną jak bezrobocie), tym razem brakiem pracowników. To wyzwanie wykracza poza działania, jakie mogą podejmować urzędy pracy, choć także tu z miliona bezrobotnych możliwa jest aktywizacja i wprowadzenie na rynek pracy pewnie ok. połowy. Pod tym względem szkoda, że nie w pełni wykorzystano nowe instrumenty wprowadzone w 2014 r., bo mogło być lepiej – mamy okres, w którym pracodawcy są skłonni zatrudniać nawet nie w pełni przygotowanych pracowników i efekt skutecznego wprowadzania na rynek pracy jest po prostu bardziej trwały. Większą grupą rezerw rynku pracy stanowią dziś osoby bierne zawodowo, przede wszystkim kobiety, które bardzo często wybierają opiekę nad dzieckiem. Przemawia za tym brak w środowisku lokalnym usług żłobkowych lub pracy w zawodzie czy odpowiednich kwalifikacji. Część, korzystając ze wsparcia wynikającego z pobieranych świadczeń, nie ma dostatecznej motywacji do powrotu na rynek pracy. Pomoc urzędu pracy i tworzenie zachęt do powrotu na rynek pracy to dziś zadanie państwa. Warto rozważyć zmianę modelu świadczenia 500+, tak aby zachęcało do aktywności zawodowej, niepowiązane z dochodami w przypadku jednego dziecka. Resort pracy wielokrotnie deklarował otwartość na rozwiązania sprzyjające wzrostowi aktywności zawodowej kobiet i po prostu trzeba to zrobić.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona