W opublikowanym w „Rzeczpospolitej" i „The Hill" liście ambasadorów – USA w Warszawie Georgette Mosbacher i RP w Waszyngtonie Piotra Wilczka – z okazji 100. rocznicy odzyskania niepodległości dyplomaci stwierdzają: „Kongres Stanów Zjednoczonych i Pentagon rozważają dalsze zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce, a strona polska jest gotowa zapewnić znaczące środki, by wesprzeć te wysiłki. Wierzymy, że działania te przyczynią się do wzmocnienia zdolności odstraszania w regionie i jednocześnie zwrócą uwagę na priorytety prezydenta Trumpa dotyczące podziału obciążeń obronnych".
W ten sposób poważniejsza obecność wojsk USA w naszym kraju, co było dotąd jedynie polskim postulatem, staje się wspólnym celem obu krajów.
I rzeczywiście, jak wynika z nieoficjalnych informacji "Rzeczpospolitej", decyzja o większym zaangażowaniu amerykańskich sił zbrojnych na terenie Polski od przyszłego roku jest przesądzona. Trwają natomiast negocjacje na temat charakteru tego zaangażowania: czy będzie ono bardziej przypominało stałe kompleksy dla żołnierzy i ich rodzin, jakie są w Niemczech, czy raczej składy amerykańskiej broni – jak w Norwegii. Przedmiotem rozmów pozostają też zasady finansowania projektu.
Okoliczności sprzyjają realizacji polskich postulatów. Tuż przed przyjazdem Trumpa do Paryża na obchody 11 listopada Emmanuel Macron oświadczył, że Europa musi budować własną armię, aby bronić się nie tylko przed Rosją, ale także Ameryką. W Waszyngtonie to wywołuje konsternację, ale także skłania do poszukiwania w Europie sojuszników pozytywnie nastawionych do obecnej administracji. Ale nawet przejęcie większości w Izbie Reprezentantów przez demokratów pomaga polskim planom, bo po porażce Hillary Clinton w 2016 r. – częściowo z powodu ingerencji Kremla – jej partia stała się bardzo antyrosyjska.
W liście ambasadorzy piszą: „więzi między Polską i USA są silniejsze niż kiedykolwiek". Kilka miesięcy po zażegnaniu sporu o ustawę o odpowiedzialności za Holokaust to nie tylko dyplomatyczna formuła. Tym bardziej że ogłoszenie decyzji o budowie bazy może mieć znaczący wpływ na wynik wyborów jesienią 2019 r.