W niedzielę odbyło się 58 różnego rodzaju wyborów: od radnych dzielnic i gmin, po 16 gubernatorów obwodów. W tych ostatnich wszędzie wygrała rządząca Jedna Rosja, choć część jej kandydatów musiała udawać niezależnych.
– Nie chcieli być publicznie utożsamiani ze zdyskredytowaną partią, do której chyba na trwałe przylgnęło przezwisko wymyślone przez opozycjonistę Nawalnego: „partia żulików i złodziei" – powiedział „Rzeczpospolitej" szef socjologicznego ośrodka Centrum Lewady Lew Gudkow.
Spośród wyborów rad obwodowych partia władzy z kretesem przegrała w odległym Kraju Chabarowskim nad Amurem. Tam większość zdobyła koncesjonowana opozycja „liberalnych demokratów" Władimira Żyrinwskiego. Ale w Chabarowsku od roku rządzi już gubernator z tej samej partii. „Zdaje się, że Kreml na stałe utracił ten rejon" – stwierdził jeden z moskiewskich komentatorów.
Dotkliwą porażkę – bardziej wizerunkową niż polityczną – poniosła Jedna Rosja w Moskwie. W 45-miejscowej stołecznej radzie 17 miejsc zdobyła koncesjonowana opozycja, a trzy – liberałowie z pozaparlamentarnej partii Jabłoko. Po trzech miesiącach opozycyjnych manifestacji Kreml zachował jednak większość.
„Unikalne głosowanie. Wszyscy uczestnicy – od partii władzy po rewolucjonistów – uważają swój wynik za druzgocące zwycięstwo" – zdziwiła się szefowa kremlowskiego koncernu propagandowego „Russia Today" Margarita Simonjan.