Senator Kamala Harris, pierwsza w historii kobieta o ciemnym kolorze skóry, córka imigrantów z Indii i Jamajki, oficjalnie przyjęła nominację na wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. – Jej osoba doda różnorodności kampanii Joe Bidena, a przez to energii ich duetowi w walce z Donaldem Trumpem – stwierdzają komentatorzy.
55-letniej Kamali Harris nie powiodło się w tegorocznych prawyborach, ale teraz ma drugą szansę na fotel w Białym Domu. Jeżeli ten plan się powiedzie, to za cztery lata będzie liderką Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich.
Podobnie jak wtorkowe wystąpienie Jill Biden, żony Joe Bidena, pokazało kandydata na prezydenta od strony prywatnej – jako oddanego ojca i męża, tak w środę Kamala Harris przedstawiła się jako osoba, dla której rodzina jest najważniejsza.
Poruszyła jednak wiele innych tematów. – Stać nas na więcej i zasługujemy na więcej. Musimy wybrać prezydenta, który przyniesie zmianę na lepsze i który zajmie się najważniejszymi sprawami w kraju – apelowała do wyborców.
Jednym z najwyrazistszych momentów tegorocznej konwencji demokratycznej było wystąpienie Baracka Obamy, który odszedł od niepisanej tradycji prezydenckiej powstrzymywania się od krytyki swojego następcy. – Donald Trump nie stanął na wysokości zadania, bo nie potrafi. Konsekwencje tej porażki są okrutne: 170 tys. Amerykanów zmarło, miliony miejsc pracy zniknęły, wypuszczono na zewnątrz najgorsze instynkty, reputacja Ameryki zniszczona, a demokratyczne instytucje są zagrożone jak nigdy dotąd – mówił Obama, dodając, że obecny prezydent nie może wygrać swoimi propozycjami politycznymi, ale ma „nadzieję, że uda im się utrudnić wam głosowanie i przekonać Amerykanów, że ich głosy nie mają znaczenia". – Dlatego teraz na szali jest demokracja – dodał były prezydent, który przemawiał z National Constitution Center w Filadelfii.