- Kryzys na Ukrainie i aneksja Krymu spowodowała zwiększenie aktywności wojsk krajów NATO oraz Rosji na Morzu Bałtyckim. Sytuacja się zmieniła i gdyby w regionie doszło do konfliktu zbrojnego, Wyspy Alandzkie mogłyby być pierwszym miejscem, gdzie pojawiłyby się „zielone ludziki" – powiedział szef fińskiego resortu obrony Jussi Niinisto, cytowany przez portal yle.fi. Fiński minister twierdzi, że fińskie siły zbrojne są przygotowane na taką ewentualność i rozważają wszystkie możliwe scenariusze.

„Zielonymi ludzikami" nazywa się zamaskowanych funkcjonariuszy rosyjskich oddziałów specjalnych (m.in. rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU), którzy uczestniczyli w aneksji Krymu w marcu 2014 roku. Fiński minister twierdzi, że Wyspy Alandzkie mogłyby - podobnie jak Krym - zostać zajęte bez wypowiedzenia wojny w przypadku ewentualnego konfliktu.

Mimo że oficjalnie znajdujące się między Szwecją a Finlandią Wyspy Alandzkie należą do władz w Helsinkach, mają dużą autonomię. Wyspy mają własny parlament i rząd, a ponad 90 proc. tamtejszych mieszkańców mówi w języku szwedzkim.

Konwencja genewska w 1921 roku określiła autonomiczny status Wysp Alandzkich jako terytorium zdemilitaryzowany i neutralny. Odbyło się to jednak bez udziału Związku Radzieckiego i od tamtej pory Rosja oficjalnie nie wypowiadała się na temat statusu wysp.