Kevin Hassett: Trump formułuje wiarygodne groźby

UE musi naśladować Polskę i USA, aby uzdrowić gospodarkę – uważa Kevin Hassett, szef doradców ekonomicznych Trumpa.

Aktualizacja: 08.05.2019 11:37 Publikacja: 07.05.2019 18:47

Kevin Hassett

Kevin Hassett

Foto: materiały prasowe

W niedzielę prezydent Trump zapowiedział wprowadzenie karnych ceł na połowę eksportu Chin do Ameryki, amerykańsko-chińskie rokowania zostały zawieszone, świat obawia się wojny handlowej. Co się stało?

Przez długi czas negocjacje z Chinami posuwały się bardzo dobrze. Ale gdy nasza delegacja niedawno pojechała do Pekinu, okazało się, że w ostatniej chwili Chińczycy chcą podważyć rzeczy, które wydawały się już rozwiązane. Odnieśliśmy wrażenie, że w Chinach inicjatywę przejęły siły, które nie chcą tej umowy. Nasi negocjatorzy wrócili bardzo sfrustrowani. Poinformowali o tym prezydenta. Ale nadal mamy nadzieję, że przezwyciężymy te problemy, dojdzie do porozumienia. Być może negocjacje zostaną wznowione jeszcze w tym tygodniu.

Spełnienie przez Chiny warunków Ameryki, w tym odnośnie ochrony własności intelektualnej czy transferu technologii, nie oznacza de facto końca chińskiego systemu gospodarki sterowanej?

Nie. Nasze stanowisko jest bardzo racjonalne: Chiny muszą zachowywać się jak każdy inny rozwinięty kraj, który należy do Światowej Organizacji Handlu (WTO), w tym Polska. Bo przecież Polska stosuje reguły WTO, nie kradnie cudzej własności intelektualnej, nie zmusza każdej obcej firmy, która działa na polskim terytorium, do tworzenia spółek joint-venture z lokalnymi partnerami i przekazywania im swojej technologii. Chiny są tu wyjątkowym przypadkiem w skali światowej. Prezydent użył wobec Chińczyków mocnego języka. Podzielam jego stanowisko, choć jestem znany z wspierania wolnego handlu. W Radzie Doradców Gospodarczych przy Białym Domu opracowaliśmy raport, który pokazuje, że Chiny kradną co roku od 1 do 3 proc. naszego PKB. Cyberprzestępczość, kradzież własności intelektualnej – to są poważne problemy, także dla naszych przyjaciół z Unii. W Warszawie spotkam się z ministrem gospodarki i będziemy rozmawiali o tym, jak Chiny zachowują się w Polsce. Ale nam nie chodzi o to, aby Chiny straciły twarz, tylko żeby stosowały reguły, do których się zobowiązały.

czytaj także: Chiny grają w Europę

Europa nie zdecydowała się na taki nacisk na Chiny...

Każdy Europejczyk, z którym rozmawiałem, bardzo wysoko postawieni przywódcy, premierzy w 100 proc. wspierają to, co robimy.

Może w słowach, ale nie w działaniach...

Pozwalają nam przejąć przywództwo w tym bardzo trudnym procesie. Ameryka z uwagi na skalę jej gospodarki w przeszłości wielokrotnie podejmowała się takich zadań. Robimy to i teraz.

Przyjęcie Chin do WTO w 2001 r. było błędem?

Tak, to był błąd.

Dziś należałoby wyrzucić Chiny z WTO?

Jeśli nie zaczną stosować reguł WTO, powinni zostać wyrzuceni! Mówiłem już o tym publicznie. Ale nie jest to oficjalne stanowisko USA, to moja osobista opinia. Chyba że regulacje zostaną tak zmienione, aby WTO miało możliwość bardziej skutecznego działania. Chiny przegrywają właściwie wszystkie spory w ramach WTO, ale to zajmuje lata i kiedy zapada wyrok, sprawa już jest nieaktualna. Tak było choćby z kradzieżą niemieckich paneli słonecznych. Nie jestem Petrem Navarro, nie uwziąłem się na Chiny. Ale kiedy przyszedłem do rządu i uzyskałem dostęp do wielu materiałów, mogłem dojść tylko do jednego wniosku: jeśli Chiny nie będą stosowały reguł WTO i jeśli reguły tej organizacji nie zostaną zaostrzone, to doradzałbym prezydentowi, aby Chiny zostały z WTO wyrzucone.

To może stać się stanowiskiem Ameryki?

Mam nadzieję, że dojdzie jednak do porozumienia handlowego w Chinami.

A jeśli nie?

Prezydent już nakreślił, jakie będą następne kroki, jeśli negocjacje się załamią: wysokie cła na cały eksport Chin do Ameryki.

Przed objęciem stanowiska szefa doradców ekonomicznych w Białym Domu przeczytał pan „Art of the Deal" Donalda Trumpa, aby lepiej zrozumieć, jak działa prezydent. On rzeczywiście traktuje stosunki międzynarodowe jak wielki biznes?

Prezydent znakomicie opanował sztukę negocjowania. Zastał układ, w którym Ameryka zawarła wiele nierównych umów handlowych. A to jest sytuacja, gdzie nie jest łatwo skłonić ludzi do podjęcia negocjacji, bo wiedzą, że w ich wyniku będą musieli pójść na ustępstwa. Ale mimo to, używając środków prawnych, którymi dysponuje, prezydent doprowadził do takich rokowań. Udało nam się porozumieć z Koreą Południową. Dobrze się też posuwają negocjacje z Europejczykami. Donald Trump uzyskał tu znacznie więcej niż którykolwiek z jego poprzedników. Weźmy nową umowę o handlu między USA, Meksykiem i Kanadą (USMCA): Międzynarodowa Komisja Handlu (ITC) przyznała, że w jej wyniku uzyskaliśmy więcej korzyści niż wszystkie porozumienia międzynarodowe, jakie zostały zawarte przez USA od 1984 r.

Jednym z atutów prezydenta jest jego nieprzewidywalność?

Nie sądzę, aby był nieprzewidywalny. Jest bardzo wiarygodny. Chińczycy wiedzą, że jeśli negocjacje padną, zostaną wprowadzone karne cła. Tu nie ma nic nieprzewidywalnego. Prezydent formułuje wiarygodne groźby.

Zaskoczył pana tweet Donalda Trumpa w niedzielny wieczór, w którym zapowiedział karne cła przeciw Chinom?

Byłem wtedy w podróży, ale otrzymywałem regularne sprawozdania z postępów negocjacji.

Prezydent spytał pana o opinię, zanim napisał tego tweeta?

Rzecz jasna, wiele z takich rzeczy nie można omawiać przez telefon. Ale cała nasza ekipa spotkała się wcześniej z prezydentem i poparła jego stanowisko.

Prezydent przeprowadził więc konsultacje przed publikacją tweetu?

Tak.

W innym tweecie prezydent wskazał, że deficyt Ameryki ze światem wynosi 600–800 mld dol. rocznie. Jego celem jest pełne zrównoważenie tego handlu?

Prezydent uważa, że ten deficyt jest efektem nierównych umów, jakie podpisaliśmy w przeszłości. Uczynimy wszystko, aby to zmienić. Ale nie wiem, jaki będzie wtedy bilans handlu.

Los wielu polskich podwykonawców jest zależny od niemieckiego eksportu do USA. Czy Ameryka nie może się pogodzić z faktem, że nie potrafi budować takich aut jak BWM, Audi i Mercedes, zamiast grozić nałożeniem karnych ceł na ich import?

Niemcy utrzymują 10-procentowe cła na import naszych aut, a my tylko 2-procentowe cła na auta niemieckie. To nie jest dobra strategia, aby uzyskać przychylność prezydenta Trumpa, tym bardziej że jednocześnie Niemcy nie wywiązują się ze swoich zobowiązań w ramach NATO.

Czemu Ameryka tak długo godziła się na podobny układ?

W XX wieku prowadziliśmy egzystencjalną rywalizację ze Związkiem Radzieckim, to był priorytet. Aby przeciągnąć na naszą stronę kraje, o które rywalizowaliśmy z Moskwą, otwieraliśmy dla nich nasz rynek, godząc się na nierówne warunki handlu. Ale w XXI wieku rywalizacji z ZSRR już nie ma, a jednocześnie wiele z tych krajów osiągnęło bliski naszego dochód. Musimy więc doprowadzić do układu, w którym w naszym handlu z nimi znikną cła i bariery pozataryfowe.

Tylko że ZSRR przestał istnieć 30 lat temu. Czemu tak długo USA z tym czekały?

To jest proces, który musi trwać, nowe umowy handlowe podpisuje się raz na pokolenie.

Taka polityka nie zniechęci sojuszników do Ameryki? Angela Merkel twierdzi, że nie może już ufać USA.

Niemcy pozostają naszymi bardzo bliskimi sojusznikami, choć jak z każdym krajem mamy punkty sporne, jak choćby to, że niektóre nasze produkty rolne nie mogą być sprzedawane w Europie.

Na ile poważnie Ameryka myśli o zablokowaniu budowy Nord Stream 2? Niedawno ambasador USA w Berlinie Richard Grenell ostrzegł, że niemieckie firmy, które uczestniczą w tym projekcie, mogą zostać objęte sankcjami przez USA...

Negocjacje dyplomatyczne odnoszące się do Nord Stream 2 pozostawię ambasadorowi. Mogą wskazać na skutki gospodarcze dla Europy nadmiernego uzależnienia od jednego źródła dostaw gazu ziemnego. Łatwo wtedy paść ofiarą szantażu, spekulacji. Tak się stało tej zimy w Nowej Anglii, która padła ofiarą przestarzałych regulacji i braku wystarczającej ilości amerykańskich statków przewożących gaz skroplony. Musiała więc kupować gaz z zagranicy, pośrednio od Rosji. Jego cena skoczyła trzykrotnie, bo Nowa Anglia nie jest wystarczająco połączona gazociągami. Dywersyfikacja importu jest więc rzeczą fundamentalną. Polska dokonała ogromnych inwestycji, aby sprowadzać amerykański gaz skroplony. Ten import w nadchodzących dziesięciu latach będzie o wiele większy, niż wielu się dziś spodziewa.

Ameryka rozwija się w tym roku w tempie ponad 3 proc., Niemcy nie osiągną nawet 1 proc. Skąd taka różnica?

Europa może wiele nauczyć się nie tylko od USA, ale także od Polski. Przede wszystkim, jak poluzować regulacje biznesowe. Ponad połowa Europy jest po złej stronie krzywej Laffera (pokazuje, że przy nadmiernym opodatkowaniu dochody budżetu spadają – red.). Po tym, jak w ub.r. obniżyliśmy do 21 proc. podatek od zysku firm, inwestycje skoczyły o 9 proc.! Znaczna część tego kapitału zapewne przyszła z Europy. Nadmierne opodatkowanie, obok niepewności wokół brexitu, jest głównym powodem słabości inwestycji w Europie.

Ceną jest jednak rosnąca polaryzacja bogactwa w Ameryce. Od objęcia władzy przez Trumpa kapitalizacja amerykańskiego rynku giełdowego skoczyła o 9 bilionów dolarów. Europa broni się przed takimi różnicami w podziale bogactwa.

Szybko rosną także pensje, które w przyszłości przekształcą się przecież w majątek. W ub.r. w grupie 10 proc. najsłabiej zarabiających skoczyły aż o 6,5 proc. Po raz pierwszy od dawna ludzie o najskromniejszych dochodach mogą znowu odkładać oszczędności. Nasza polityka nie ma więc służyć tylko najbogatszym. Bezrobocie wśród kobiet nie było tak niskie od 1953, bezrobocie w ogóle jest najniższe od 1969 r. Nigdy też nie było tak niskie wśród Latynosów, osób niepełnosprawnych, inwalidów. Ci, którzy żyli na marginesie, wracają do społeczeństwa. Nie działamy więc tylko dla elit finansowych. To jest tak oczywiste, że po tym, jak Joe Biden w pierwszym wystąpieniu w kampanii wyborczej powiedział, że cięcia podatków służą tylko bogatym, „Washington Post", któremu nie można zarzucić stronniczości na rzecz Trumpa, przyznał mu poczwórnego Pinokia, tak bardzo minął się z prawdą.

Z perspektywy Europy trudno jednak zrozumieć, jak tak bogaty kraj może demontować Obamacare i pozbawić najbiedniejszych ubezpieczeń zdrowotnych.

Affordable Care Act kosztowała Amerykę 150 mld dol. rocznie, a wciąż mamy 30 mln osób, które nie są ubezpieczone. To jest więc porażka. System, który dziś istnieje w Ameryce, promuje przede wszystkim dla całego świata innowację w medycynie. Pozwalamy koncernom farmaceutycznym zarobić na nowych lekach, tu uzyskają 70 proc. swoich globalnych zysków. Europa na tym korzysta, nie płacąc za te innowacje cen rynkowych. Ale jednocześnie staramy się, aby ochrona zdrowia była bardziej dostępna dla ludzi o niższych dochodach. Agencja Żywności i Leków na wielką skalę zwiększa teraz ilość pozwoleń na wprowadzenie na rynek leków generycznych. Uważamy, że jeśli jakiś preparat produkuje nie dwóch, ale powiedzmy pięciu producentów, znacznie lepiej zapewnia równowagę rynkową. Dzięki temu po raz pierwszy w historii zaczęły spadać w USA ceny leków na receptę.

W 2008 r. to z Ameryki przyszedł kryzys finansowy, który omal nie doprowadził do rozpadu strefy euro. Dziś władze USA znowu liberalizują przepisy regulujące biznes, a laureat Nobla z ekonomii Paul Krugman ostrzega, że kryzys uderzy jeszcze w tym roku. Jakie mamy gwarancje, że kataklizm się nie powtórzy?

Gwarancji nie ma. Jednak w 2016 r., gdy amerykańska gospodarka rozwijała się w tempie 1,6 proc., Paul Krugman i Lawrence Summers mówili, że to nowa norma, szybszy wzrost nie jest już możliwy. Mieliśmy wtedy największą deprecjację kapitału w historii USA, bo firmy były u nas najwyżej opodatkowane ze wszystkich krajów rozwiniętych. Ekipa Obamy chciała stworzyć wrażenie, że mimo jej heroicznych wysiłków tego się zmienić nie da, bo jacyś Marsjanie nie pozwalają rozwijać się naszemu państwu szybciej. Trump jest inny. To prezydent praktyczny, obdarzony zdrowym rozsądkiem, który uznał, że jeśli obniżymy podatki, to możemy wrócić do dawnego tempa 3-proc. wzrostu. I co? Wbrew temu, co mówił Krugman i Summers, w ub.r. rozwijaliśmy się w tempie 3 proc. i podobnie jest w tym roku! Gospodarka będzie jeszcze przyspieszać, bo inwestorzy reagują na lepsze warunki fiskalne w perspektywie 3–5 lat. Nowe fabryki dopiero się rozkręcają, tempo wzrostu wydajności podwoiło się. Takiej dynamiki wzrostu nie mieliśmy od lat 90.

Google, Apple, Facebook, Amazon: amerykańskie koncerny technologiczne kontrolują przepływ informacji w europejskim internecie i zyski, jakie z tego płyną. Nie obawia się pan, że w końcu Europa nie wytrzyma i zacznie budować własny system internetowy, jak to zrobiły Chiny i Rosja?

W czasie mojej podróży po Europie wiele słyszę o wprowadzeniu podatku od zysków w cyberprzestrzeni. W Ameryce zgadzamy się, że internet wywiera ogromny nacisk na tradycyjny system podatkowy. Dawny układ, w którym tylko firmy z fizyczną obecnością w danym kraju mogły podlegać opodatkowaniu, został podważony. W ramach OECD zostały więc podjęte prace, jak do takiego układu dostosować międzynarodowe przepisy fiskalne. W 2020 r. zostaną w tej sprawie opublikowane odpowiednie zalecenia. Wiem, że niektóre kraje Europy, w tym Polska, są w tej sprawie bardzo niecierpliwe. Ale jeśli podejmą działania, zanim ukażą się wnioski OECD, uzyskają bardzo niewielkie dodatkowe dochody, natomiast narażą się na bardzo wiele sporów prawnych.

W Polsce wielu obawia się, że rząd zbytnio mnoży wydatki socjalne. A pan twierdzi, że nasz kraj powinien być przykładem dla świata. Czemu?

Polski przykład jest bardzo pozytywny, bo jak niektóre inne kraje postkomunistyczne Polska lepiej zrozumiała, na czym polega kapitalizm niż sami kapitaliści. Powód jest prosty: doświadczyła tego, co oznacza bycie po drugiej stronie. My cieszymy się z 3 proc. wzrostu, a wy osiągacie 5 proc. Tak, jak przewidział Friedrich Hayek.

Pompeo nie leci do Niemiec

Sekretarz stanu Mike Pompeo niespodziewanie odwołał w poniedziałek wizytę w Berlinie, gdzie następnego dnia miał spotkać się m.in. z kanclerz Angelą Merkel. Dziennikarze towarzyszący szefowi amerykańskiej dyplomacji otrzymali zakaz nadania informacji, do momentu gdy delegacja będzie już w drodze do innego kraju.

Zmiana planów może mieć związek z narastającym napięciem między Waszyngtonem a Teheranem: kilka dni temu Pentagon skierował jeden ze swoich lotniskowców do Zatoki Perskiej. Ale nie jest też wykluczone, że odwołaniwe wizyty w Niemczech jest związane z możliwą interwencją Ameryki w Wenezueli. Do tej pory dziennikarze mieli zakaz informowania z wyprzedzeniem o wyjazdach sekretarza stanu do Iraku i Afganistanu.

W niedzielę prezydent Trump zapowiedział wprowadzenie karnych ceł na połowę eksportu Chin do Ameryki, amerykańsko-chińskie rokowania zostały zawieszone, świat obawia się wojny handlowej. Co się stało?

Przez długi czas negocjacje z Chinami posuwały się bardzo dobrze. Ale gdy nasza delegacja niedawno pojechała do Pekinu, okazało się, że w ostatniej chwili Chińczycy chcą podważyć rzeczy, które wydawały się już rozwiązane. Odnieśliśmy wrażenie, że w Chinach inicjatywę przejęły siły, które nie chcą tej umowy. Nasi negocjatorzy wrócili bardzo sfrustrowani. Poinformowali o tym prezydenta. Ale nadal mamy nadzieję, że przezwyciężymy te problemy, dojdzie do porozumienia. Być może negocjacje zostaną wznowione jeszcze w tym tygodniu.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
W USA trwają antyizraelskie protesty na uczelniach. Spiker Johnson wybuczany
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD