Bodo Ramelow był już premierem przez pięć lat, teraz będzie stał na czele rządu mniejszościowego, który przetrwa prawdopodobnie do wiosny przyszłego roku. Dostał w środę 42 głosy (deputowanych jest 90), czyli tyle, ile mają razem postkomuniści z socjaldemokratami z SPD i Zielonymi.

Już miesiąc temu był przekonany, że będzie premierem. Jednak 5 lutego głosowanie potoczyło się nieoczekiwanie. Wygrał kandydat najmniejszej partii, liberalnej FDP, Thomas Kemmerich, bo poparła go skrajnie prawicowa AfD (oraz CDU).

Wywołało to polityczne trzęsienie ziemi, władze FDP i CDU natychmiast wymusiły dymisję Kemmericha i przepraszały za to, że doły partyjne nie zrozumiały, iż AfD musi być izolowana także na szczeblu landu. Zatrzęsła się zwłaszcza CDU, Annegret Kramp-Karrenbauer zapowiedziała, że odejdzie ze stanowiska szefowej partii i nie będzie kandydatką na kanclerza.

CDU ma wielki problem, bo oficjalnie nadal odcina się zarówno od AfD, jak i postkomunistycznej Lewicy. To ważne dla elektoratu w byłej NRD. Ale liderzy dawali do zrozumienia, że większe zło to AfD, co wywołuje napięcia w partii.

Na dodatek w Turyngii czterech posłów CDU było skłonnych poprzeć Ramelowa, bo ten chciał być wybrany w pierwszej turze, gdy potrzebna jest większość bezwzględna. Ostatecznie CDU wstrzymała się od głosu, co w trzeciej turze oznaczało zwycięstwo postkomunisty. W poprzednich głosowaniach potrzebna była większość bezwzględna. Konkurował w nich z nim Björn Höcke, postrach niemieckich elit, lider najbardziej radykalnego skrzydła AfD.