Straż marszałkowska, uzbrojona formacja strzegąca bezpieczeństwa parlamentu, na początku 2018 roku przeszła prawdziwą rewolucję. Wcześniej służba w niej była zwykłym zatrudnieniem na podstawie kodeksu pracy. Po przyjęciu przez Sejm ustawy o straży marszałkowskiej stała się formacją mundurową z kilkunastoma stopniami służbowymi, przywilejami emerytalnymi i lepszym dostępem do środków przymusu bezpośredniego. Ma nowe mundury, paradne szable, a nawet psy.
To jednak nie wystarczyło, bo przyciągnąć chętnych. Choć Kancelaria Sejmu na swoich stronach internetowych od miesięcy publikuje ogłoszenie o naborze, ale kadry rosną dużo wolniej, niż zakładano.
Czytaj także: Drogie szable marszałka
O wzrost etatów od stycznia 2018 roku, czyli uchwalenia ustawy o straży, spytaliśmy Centrum Informacyjne Sejmu. Twierdzi ono, że trudno jest „precyzyjnie opisać dynamikę zatrudnienia". Dodaje, że obecnie kilkudziesięciu kandydatów przechodzi kolejne etapy procedury naboru, czyli m.in. testy sprawności fizycznej. Jednak przyznaje, że od początku 2018 roku „zmiany liczebności formacji nie odbiegały znacząco od notowanych w poprzednich latach i dotyczyły kilkunastu etatów". To zaskakująco mało, biorąc pod uwagę zapowiedzi.
W momencie rozpoczęcia reformy formacja liczyła około 160 etatów. Z uzasadnienia do projektu ustawy o straży wynikało, że ma przybyć ich 130, w tym 10 cywilnych. I ten wzrost miał nastąpić już w 2018 roku. Tak informowała szefowa Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska w październiku 2017 roku podczas posiedzenia Komisji Regulaminowej, Spraw Poselskich i Immunitetowych.