„Szanowni państwo, drodzy rodacy. Z królewskiego miasta Gdańska, z Oliwy, z miejsca pokoju zwracam się do państwa z orędziem pokoju. Mamy ponad 30 lat doświadczeń demokracji. Widzimy coraz wyraźniej, że demokracja nie zawsze oznacza idyllę. Grozi nam niestabilność polityczna, grozi nam niezdolność do obrony żywotnych interesów Polski. Obserwujemy dryfowanie świata w nie wiadomo jakim kierunku” – w ten sposób swoje środowe orędzie, wyemitowane na YouTubie, rozpoczął Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz.
Jest doktorem habilitowanym filozofii i profesorem Uniwersytetu Opolskiego. Doktoryzował się na Oksfordzie i wykładał na wielu zagranicznych uczelniach. W środę po raz pierwszy zaprezentował się w nowej, zaskakującej roli: jako „prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego”.
Tuż po jego wystąpieniu wyemitowano orędzie Wojciecha Edwarda Leszczyńskiego, który od 2016 roku przedstawia się jako król Polski. I by zrozumieć, co nastąpiło w środę, trzeba się cofnąć właśnie do 2016 roku.
Wówczas grupka entuzjastów wskrzesiła Królestwo Polskie na zwołanym przez siebie „sejmie” w Rydzynie. Kilka miesięcy później na „króla” wybrali Leszczyńskiego. Zaczął posługiwać się imionami Wojciech Edward I, a później Leh XI Wojciech Edward I. „Rządzi” w sposób systematyczny i z dbałością o formalności. Wydaje edykty i odezwy, a także wysyła wici na kolejne „sejmy”.
W maju, w związku z nieodbyciem wyborów prezydenckich drogą korespondencyjną, Leszczyński uznał, że opróżnił się urząd prezydenta. Rozpoczął skomplikowaną procedurę wyboru własnego. Na kolejnych zjazdach z udziałem zwolenników „króla” zmniejszała się liczba potencjalnych kandydatów. Ostatecznego wyboru prof. Korab-Karpowicza dokonał „sejm” w Oliwie.