Angela Merkel gościła w Polsce 6 grudnia. Po raz pierwszy odwiedziła wówczas były niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau.
Za ochronę kanclerz odpowiadała Służba Ochrony Państwa, która miała przewieźć gościa z podkrakowskich Balic do Oświęcimia.
Na niespełna 50-kilometrowej trasie niedoświadczony kierowca SOP wpadł w panikę, gdy opancerzona limuzyna miała chwilowe problemy z mocą - najprawdopodobniej omyłkowo włączył limit prędkości.
Kolumna SOP zatrzymała się, a Angela Merkel została przesadzona z limuzyny do innego auta z kolumny.
W raporcie dla MSWiA komendant SOP Paweł Olszewski tłumaczył jednak, że doszło do awarii i trzeba było zmienić samochód, którym poruszała się kanclerz.
Fakt przesadzenia do innego samochodu polityka tej rangi co Angela Merkel postrzegany jest jako kompromitacja i "karygodny błąd".
Reporterzy TVN24 ustalili, że za kierownicą opancerzonej limuzyny siedział Piotr K., funkcjonariusz z dużym stażem w BOR i SOP - ale jako pirotechnik.
Kierowcą VIP-ów jest dopiero od roku, a dodatkowo nie przeszedł szkolenia z prowadzenia samochodów opancerzonych - niezbędny jest do tego specjalny certyfikat.
Cytowany przez TVN24 płk Mirosław Depko, były szef transportu w Biurze Ochrony Rządu, mówi, że do takich zadań wyznaczano zawsze najlepszych kierowców z największym stażem.
- Nie po to daje się samochód opancerzony na podstawie analizy zagrożeń, by z niego VIP-a wysadzać. Można sobie zadać pytanie o sens ochrony – mówi Depko.
Rzecznik SOP Bogusław Piórkowski informacji o zdarzeniu nie udziela, zasłaniając się tajemnicą. Napisał, że "sposoby, metody i formy podejmowanych czynności i działań przez SOP stanowią informacje niejawne", a "struktura organizacyjna SOP jest objęta klauzulą niejawności, w związku z tym nie jest możliwe odnoszenie się do przebiegu służby funkcjonariuszy".