Korespondencja z Nowego Jorku
Wśród tłumu migrantów są mężczyźni oraz kobiety z dziećmi. Znaleźli schronienie w kompleksie sportowym, które władze Tijuany przekształciły w schronisko.
Za sobą mają około trzy tysiące mil, które przebyli pieszo w ciągu ostatnich kilku tygodni. Uciekają przed prześladowaniami, biedą, zagrożeniem ze strony gangów oraz przemocą w Hondurasie, Gwatemali czy Salwadorze. Wyruszyli na północ z nadzieją, że przedostaną się do USA i poproszą o azyl. Na razie jednak koczują w przygranicznej Tijuanie i czekają na możliwość przedostania się przez granicę.
Pojawienie się prawie pięciu tysięcy przybyszy sparaliżowało miasto. Burmistrz Juan Manuel Gastelum ogłosił stan kryzysu humanitarnego, odmawia jednak przeznaczenia środków miejskich na zajęcie się migrantami i prosi ONZ o pomoc w opanowaniu chaosu. – Rząd federalny Meksyku umywa ręce. Musieliśmy się zwrócić do międzynarodowych instytucji – powiedział Manuel Figueroa, szef departamentu pomocy społecznej, który próbuje zorganizować dla migrantów wszystko: od jedzenia, pościeli, mydła i szamponu po przenośne ubikacje. Z pomocą przychodzą mieszkańcy, Kościoły i miejscowe organizacje.