"Zgodnie z traktatami europejskimi każde Państwo ustala przepisy dotyczące wyborów do PE według określonych norm, ale samodzielnie. Polska ustaliła te przepisy w ten sposób, że ich wewnętrzna struktura opiera się na zatwierdzaniu czynności PKW przez Sąd Najwyższy i na zatwierdzaniem wyborów przez SN. Ponieważ PiS łamie przepisy o kadencyjności I prezesa SN oraz sędziów SN dokonując jawnego naruszenia polskiej Konstytucji, to również tym samym łamie zasady wyborów do Parlamentu Europejskiego" - tłumaczy Giertych.
Zdaniem byłego wicepremiera gdyby "doszło do obalenia Sądu Najwyższego", wówczas "żaden mandat uzyskany przez partię, która doprowadziła do tego obalenia nie powinien być zatwierdzony przez Parlament Europejski" z powodu braku prawidłowo przeprowadzonych wyborów.
"Tym samym Komisja PE nie stwierdzałaby naruszenia przepisów europejskich, ale polskich" - tłumaczy Giertych.
"Ograniczenie decyzji tej Komisji wyłącznie do posłów do PE wybranych z list PiS byłoby podyktowane tym, że w odniesieniu do pozostałych nie ma wątpliwości, że partie uczestniczące w tych wyborach nie mogły wpływać na ich zatwierdzanie przez SN, gdyż nie obsadziły tego ciała swoimi ludźmi" - pisze następnie Giertych.
"Zgodnie z ordynacją wyborczą do PE (art. 134-140) ważność wyborów oraz protesty wyborcze zatwierdza SN. Wniesienie skargi na ważność wyborów ze względu na zniesienie przez PiS funkcjonowania SN byłoby rozstrzygnięte (w przypadku wejścia w życie przepisów o SN) przez osoby nieuprawnione" - tłumaczy. I dodaje, że w takiej sytuacji Komisja PE musiałaby zawiesić europosłów wybranych z list PiS.