– Nigdy nie zostanę członkiem rządu Angeli Merkel – to oświadczenie Martina Schulza wygłoszone nazajutrz po przegranych wrześniowych wyborach ciąży mu dzisiaj niezmiernie. Polityk obecnie nie mówi nic na temat swego uczestnictwa w rządzie. Tymczasem w SPD nie brak głosów, że powinien przeciąć wszelkie spekulacje i postawić sprawę jasno, tak jak to uczynił po wyborach.
– Zmiana o 180 stopni w tej sprawie zniszczyłaby jego wiarygodność. We własnym interesie powinien wszystko jak najszybciej wyjaśnić – powiedział dziennikowi „Die Welt” Wolfgang Tiefensee, jeden z liderów SPD. Wydaje się, że Schulz ma inne zdanie.
Na niedzielnym zjeździe SPD Schulz argumentował, że powstała nowa sytuacja po fiasku negocjowanej przez Angelę Merkel koalicji rządowej z Zielonymi i FDP, a to wymaga nowego podejścia. Zrozumiała to większość delegatów, popierając wniosek rozpoczęcia negocjacji koalicyjnych z CDU/CSU. Martin Schulz nie powiedział jednak nic na temat swych osobistych planów.
Teoretycznie rzecz biorąc, jako szef partii koalicyjnej ma zapewnione tytularne stanowisko wicekanclerza oraz jeden z resortów. Do tej pory było to niemal zawsze Ministerstwo Spraw Zagranicznych, chociaż niedawno Sigmar Gabriel jako szef SPD kierował Ministerstwem Przemysłu w rządzie Angeli Merkel. Obecnie jest szefem dyplomacji, do czasu utworzenia nowego rządu GroKo, czyli wielkiej koalicji.
Martin Schulz został wprawdzie w początkach ubiegłego roku przywódcą SPD po Gabrielu, ale nie objął żadnego stanowiska w rządzie. Był to taktyczny ruch wyborczy umożliwiający mu krytykę Angeli Merkel z pozycji outsidera niezwiązanego osobiście z rządem. Nic to jednak nie dało, gdyż jako reprezentant SPD nie mógł odciąć się całkowicie od czterech lat rządów koalicji z udziałem socjaldemokratów.