Tokarczuk, spokój, precyzja i czułość

Nie spotkamy się tu przed świętami, więc trzeba by już teraz odsunąć sprawy bieżące i zająć się refleksją. To konieczne, jeśli się chce naprawdę świętować, bo sprawy bieżące upadły tak nisko, że powinny się mieścić tylko w podrzędnych kronikach kryminalnych, a mieszczą się na pierwszych stronach poważnych gazet.

Aktualizacja: 15.12.2019 14:53 Publikacja: 13.12.2019 17:00

Tokarczuk, spokój, precyzja i czułość

Foto: AFP

Ilość czasu, jaką poświęcamy na pana o nazwisku Banaś, byłaby naprawdę godna lepszej sprawy, gdyby nie fakt, że zajmuje on stanowisko godne poświęcenia czasu. To, kto komu i ile czegoś znajdzie, nie jest zagadnieniem szarej strefy, tylko racji stanu. Dlatego patriota, który chce wiedzieć coś o losach kraju, musi trzymać rękę na pulsie człowieka o nazwisku Banaś. I to mogłoby być śmieszne, gdyby nie było tak poważne.




Przez ostatnie miesiące nasze myśli o takich pojęciach jak Konstytucja czy Demokracja skurczyły się do pana o nazwisku Banaś, bo za jego plecami stoją te właśnie pojęcia; na tych kruchych barkach trzyma się cała konstrukcja; w jego rękach jest to, czy konstrukcja się zawali. Tak, to pan o nazwisku Banaś może powiedzieć: „Państwo to ja", póki jest w stanie szantażować rząd. A wierzę, że ma czym.

Pytanie oczywiście, czemu tak długo trzymał to w tajemnicy, ale już przyzwyczailiśmy się do tego, że nie ma pytań trudnych dla kogoś, kto umie po prostu wzruszyć ramionami. Co nam zostaje w sytuacji, kiedy racja stanu skurczyła się do pana bez właściwości, który robi podejrzane interesy? Gdzie w tym jest ta Polska, czy to dumna i wielka, czy demokratycznie europejska? W panu o nazwisku Banaś. Nasza „polska kula ziemska", że zacytuję prezydenta, ma teraz takiego władcę.

Mamy przy okazji oczywiście też inne, bardziej wzniosłe przestrzenie. Mamy kampanię prezydencką i mamy Olgę Tokarczuk z Noblem. W kampanii prezydenckiej, jak zresztą zwykle w wypadku tego stanowiska, przebija się jedna obietnica. Będę prezydentem wszystkich Polaków. No więc w czasie refleksji trudno się uchylić od pytania, czy to jest możliwe. Czy można być prezydentem wszystkich Polaków? Są slogany bardziej i mniej wiarygodne, ale ten chyba już przeszedł wszystkie granice. Być prezydentem wszystkich Polaków to tak, jakby skręcać w lewo i w prawo jednocześnie. Jak być prezydentem tych, którzy chcą państwa świeckiego, i tych, którzy uważają, że Kościół powinien mieć wpływ na jego kształt? Kto odpowie na to pytanie, na tego zagłosuję.

Jesteśmy narodem o dwóch przeciwstawnych światopoglądach i nie jest możliwe, żeby „każdy dobrze czuł się w swoim kraju", bo przeciwnik aborcji nie pogodzi się z prawem liberalnym, i odwrotnie. Żaden prezydent nie będzie dobry, póki nie powie nam i sobie samemu: jesteśmy podzieleni, a moim zadaniem jest zwalczać ekstrema z obu stron. Jak? Może odpowiedź jest w przemówieniu Olgi Tokarczuk? Może czułość jest tym pierwiastkiem odrodzenia? Czułość wszechogarniająca. Jak to wykrzesać? Być czułym dla matki z niechcianą ciąża, a jednocześnie dla niechcianej ciąży? Być czułym dla uciekiniera, a jednocześnie dla tego, który się go boi? Być czułym dla ludzi innych od normy, a jednocześnie dla tych, którzy inności nie mogą zrozumieć? Być czułym dla bitych i bijących? Być czułym dla białych róż, a jednoczenie dla wielkiej i dumnej Polski? Myślę, że to możliwe. Trzeba chyba tylko naprawdę czule słuchać po obu stronach.

Nigdy nie zapomnę swojego pierwszego kontaktu z prozą Tokarczuk. Mało kto odwojuje się teraz do cienkiego zeszytu pod tytułem „Szafa". Te kilka opowiadań o hotelowych pokojach to była dla mnie nowa literacka planeta. Wszystko o ludziach opowiedziane tylko poprzez rzeczy i wnętrza. Jakieś inne, czułe oko. Inne niż cała współczesna literatura. I chociaż Olgę Tokarczuk utożsamia się z walczącą lewicą, ja w jej prozie czuję coś, czego w walkach nie ma. Spokój, precyzję i czułość właśnie. To w sztuce. Czy da się czułość wyprowadzić poza okładki książek? Oby to na naszej polskiej kuli ziemskiej się nam spełniło z nadejściem pierwszej gwiazdy.

Ilość czasu, jaką poświęcamy na pana o nazwisku Banaś, byłaby naprawdę godna lepszej sprawy, gdyby nie fakt, że zajmuje on stanowisko godne poświęcenia czasu. To, kto komu i ile czegoś znajdzie, nie jest zagadnieniem szarej strefy, tylko racji stanu. Dlatego patriota, który chce wiedzieć coś o losach kraju, musi trzymać rękę na pulsie człowieka o nazwisku Banaś. I to mogłoby być śmieszne, gdyby nie było tak poważne.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków