Karolina Wigura: Liberałowie zróbcie rachunek sumienia

Tusk powiedział swoim rodakom coś bardzo ważnego: Zachód jest ważniejszy niż Polska. To typowe myślenie polityków jego pokolenia - mówi Karolina Wigura, socjolog.

Aktualizacja: 07.12.2017 13:52 Publikacja: 07.12.2017 12:52

Karolina Wigura: Liberałowie zróbcie rachunek sumienia

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Plus Minus: Czego liberałowie mogą się nauczyć od PiS?

Problem z liberałami jest taki, że większość z nich nie zorientowała się jeszcze, że niektóre diagnozy PiS okazały się słuszne. Kłopot w tym, że proponowane przez nich rozwiązania są na ogół anarchistyczne i partyjniackie. Agenda, którą realizuje teraz PiS leżała na ulicy. Choćby kwestie socjalne i reprywatyzacja, których żadna inna partia nie wykorzystała. Druga sprawa, to program patriotyczno-narodowy. Liberałowie do dziś nie zdają sobie sprawy, że PiS odpowiada na pewne realne frustracje. Nie wiem, czy pamiętasz, że mówienie o gniewie społecznym w 2015 roku kończyło się zarzutem o propisowskość?

Do dziś tak bywa.

W 2015 roku pisaliśmy w „Kulturze Liberalnej" o „wypalonym pokoleniu Okrągłego Stołu". Napisałam o tym także w „Gazecie Wyborczej". Adam Michnik zadzwonił do mnie i powiedział, że to mój najgłupszy tekst w życiu. Odpowiedziałam: Adam, ale przecież go opublikowałeś. Na tym polega pluralizm – odpowiedział.

Pisałaś wtedy o pokoleniu znudzonym „antypisowską pedagogiką" i dodawałaś, że „porywającej wizji rozwoju kraju na następne lata jak nie było, tak nie ma". Jak już rozmawiasz z Michnikiem, to może wiesz, czy się już zorientował, że miałaś wtedy rację?

Liberałowie nie zorientowali się jeszcze, że aby stać się wiarygodnymi, muszą zacząć od rachunku sumienia. To zresztą nie dotyczy tylko naszego podwórka. Wśród naukowców w Oksfordzie, gdzie współprowadzę program polski, furorę zrobiła książka Pankaja Mishry „Wiek gniewu". Drugi problem polega na tym, że wydają się sobie nowocześni, a są anachroniczni. To bardzo dobrze widać po polskiej scenie politycznej. Jest ona kompletnie anachroniczna, zarządzana przez pokolenie polityków Okrągłego Stołu.

Do tego cały czas rządzą nami lata 90.

Raczej lata 80. Wszyscy walczą z komunistami i śpiewają Kaczmarskiego.

A nie zmagają się po prostu z transformacją?

Problemem z tą sceną jest to, że znajduje się na niej pokolenie, które ją realnie ukształtowało i dalej ma wpływ na to, co się dzieje. Wszyscy najważniejsi politycy są byłymi dysydentami. Ci, którzy wchodzą do polityki, dopasowują się do ustalanych przez nich zasad gry.

Politycy, o których mówisz, w latach 80. byli po jednej stronie barykady. Ten spór z całą siłą objawił się dopiero po wyborach w czerwcu 1989 roku, a wzmocnił go początek lat 90.

To tak nie działa. Polacy mają świetnie wykształcone opozycyjne metody działania. Zawsze byli jacyś „oni". To jest bardzo populistyczny podział. Po 1989 roku ten podział powinien zniknąć, ale nawyki myślowe są w Polsce inne. Alexis de Tocqueville mówi, że to coś, co jest związane trochę z nawykiem, a trochę z namiętnościami. U nas jest nawyk podziału na „naszych" i „onych" – i to jest silniejsze od zdrowego rozsądku. To oznacza, że po 1989 roku miejsce „onych" muszą zająć przeciwnicy polityczni. Pierwotnie byli to komuniści, a obecnie podział postsolidarnościowy, który nami rządzi od 2001 roku.

Chyba od 2005 roku.

Nie. Od czasu powstania PiS i Platformy.

Długo uważali się za przyjaciół. Dopiero potem nastąpił kampanijny podział na Polskę liberalną i socjalną, a potem nie udało się stworzyć kolacji.

To była udawana przyjaźń. Nie chodzi o konkretną datę, tylko o cały proces. Podział, o którym mówię, powstał w postdysydenckiej „rodzinie", a dziś coraz bardziej się degeneruje. Kaczyński działa czysto nostalgicznie. Buduje alternatywę dla III RP. Nieustannie wraca do 1989 roku i rzekomo buduje wszystko od nowa.

A przecież Kaczyńscy wspierali na początku Wałęsę, nie protestowali, gdy Balcerowicz wprowadzał swój plan, a potem zajmowali najważniejsze funkcje w państwie od szefa NIK, ministra sprawiedliwości, premiera po prezydenta.

To nie ma znaczenia. Kaczyński jest dziś populistą. To czy jest częścią establishmentu, nie ma żadnego znaczenia dla dynamiki systemu, która jest w dużej mierze oparta na prywatnych namiętnościach między dysydentami, a te z wiekiem stają się coraz większe. Coraz ostrzejsze stają się też słowa.

One są tak mocne, że aż absurdalne. Te oskarżenia jednych o faszyzm albo drugich o zdradę.

Ludzie to kupują, mimo że to czysty anachronizm. Zamiast budować przyszłość porozumiewamy się językiem, który wywodzi się z przeszłości. Ten sposób opowiadania o rzeczywistości ukształtował się w głowach obu stron. I to jest interesujące. Dodatkowo obserwujemy przejęcie języka strony prawicowej, populistycznej przez stronę liberalną. To oznacza tylko tyle, że strona liberalna jest dziś reaktywna i słaba.

A strona liberalna może wygrać, używając tych samych środków co prawica?

Myślę, że w ten sposób może tylko przegrać i widać to w sondażach. To poruszające, że wszyscy wierzą w wygraną PiS w 2019 roku. Przed walką wygrywają we własnych głowach. Ale liberałom nie wypada w to wierzyć, bo uważają, że życie, także polityczne, zawsze jest w ich rękach, że mogą je aktywnie współtworzyć.

Ale przecież na każdym kroku dowodzą, że jest wręcz odwrotnie.

Udowadniają, że ich życie jest w rękach Kaczyńskiego. To wiele mówi o strukturze systemu, w którym żyjemy. Podobna sytuacja jest na Węgrzech. Funkcjonuje tam opozycja establishmentowa, w naszym przypadku jest to Duda, Kukiz'15 i partie, które razem z PiS tworzą Zjednoczoną Prawicę. Opozycja liberalna jest w defensywie. Nie musi udowadniać, że ma jakąś wizję tylko, że ma prawo do istnienia. To dramatyczna sytuacja.

Reaktywna opozycja, zwana też w rządowych mediach totalną, nie wypracowała swojego języka. I nie stara się tego zrobić.

Warto byłoby zacząć mówić, gdzie tak naprawdę jesteśmy. Opowiadać o tym, w jakim systemie żyjemy porzucając pojęcia: totalitaryzmu, faszyzmu i nazizmu, które w najmniejszym stopniu nie opisują sytuacji. Rządząca partia populistyczna ma dosyć charakterystyczny sposób działania, który polega na tym, że codziennie mamy innego wroga. Dziś walczymy z sędziami, jutro z Pałacem Kultury i Nauki, a pojutrze w uchodźcami. Opozycja jest słaba, wpada w błędne koło, bo wyłącznie reaguje na działania władzy. To spycha ją na margines i delegitymizuje. Politycy opozycji mogą przejść do ofensywy tylko wtedy, gdy zrozumieją swoją sytuację i mechanizmy jakie rządzą dziś naszą polityką.

Platforma nie ma pozytywnej wizji.

Bo nie chce słuchać.

A recepty, jak kilka lat temu w przypadku PiS, leżą na ulicy?

Tak. To było widać w lipcu podczas protestów przeciwko reformie sądownictwa. Nowe pokolenie jest gotowe wziąć odpowiedzialność, choć nie chce się zapisywać do partii, ani zakładać własnych. Z resztą w pewnym sensie jest to słabość naszego pokolenia. Natomiast jego siłą jest innowacyjność i wiara w państwo. To jest wiara o wiele silniejsza niż w przypadku poprzedniego pokolenia. Powinniśmy być wdzięczni temu pokoleniu za stworzenie państwa, ale pamiętać, że oni mają kłopot, by uwierzyć w jego trwałość. Wydaje im się, że ono może się w każdym momencie rozwalić.

W dodatku nasze pokolenie ma otwartość, gotowość i brak oporów, by używać symboli narodowych do obrony liberalnej demokracji. Nagle się okazało, że młode pokolenie śpiewa bez zająknięcia cztery zwrotki hymnu, a Jarosław Sellin, gdy mówił o hymnie, to myślał, że ma trzy zwrotki. Przywodzi to na myśl dialog Platona, „Prawa", gdzie jest mowa o tym, że każdy obywatel będzie znać prawo tak dobrze, że może je zaśpiewać. Hymn znalazł się w naszym obywatelskim krwiobiegu i w lipcu razem go zaśpiewaliśmy. Trudno mi sobie wyobrazić bardziej republikański moment.

A co jest najważniejszym doświadczeniem twojego pokolenia?

Jest takie pojęcie, deprywacja względna. Chodzi o porównanie z rówieśnikami z Zachodu, którzy żyją w lepszych warunkach niż my, co jest trudne do pojęcia, bo przecież wszyscy jako obywatele Zachodu jesteśmy równi.

Tylko że patriotyzm został skradziony liberalizmowi.

Platforma i Nowoczesna nie chciały słuchać młodych. To nie jest tylko polski problem. W Niemczech coraz więcej mówi się o tym, że mocna pozycja AfD wynika z faktu, że CDU nie miało żadnej propozycji dla młodych, którzy pragnęli odczuwać choć trochę dumy ze swojego narodu.

To europejski problem, bo jak popatrzysz na aemokratów w USA, to zobaczysz, że patriotyczną symboliką posługują się równie odważnie, co republikanie.

Oni nie mają za sobą europejskiego doświadczenia totalitaryzmu. Przyczyny triumfów partii populistycznych można podzielić na lokalne i globalne. Wśród tych ostatnich podstawową sprawą nie jest nacjonalizm, ale kryzys liberalnych elit i ich arogancja.

A strona liberalna została utożsamiona z mainstreamem, choć Trump był równie mainstreamowym kandydatem, co Hillary Clinton.

Tak, ale potrafił „ulepić" swój wizerunek jako kandydata niezależnego. Wracając do Polski, to myślę, że przyczyną porażki Platformy była nie jej mainstreamowość czy elitarność, tylko to, że z partii odnowy stała się partią cynizmu. Liberalizm, który tworzą ludzie cyniczni, jest już tylko liberalizmem strachu przed przeciwnikiem. I to było widać w kampaniach w 2015 czy 2016 roku zarówno w Polsce, jak i za granicą.

Ty rzeczywiście brzmisz, jakbyś była z PiS.

Nie. To PiS zagarnął język opisu realnych problemów. Część diagnoz odebrał przecież lewicy, która na własne życzenie znalazła się poza parlamentem. Jego diagnoza jest słuszna, ale rozwiązania są głęboko nieodpowiedzialne. PiS jest przesycony niewiarą w organiczną budowę państwa. Ponad nią jest interes własnej partii. W Wielkiej Brytanii stało się to samo. Liberalne elity były przekonane, że populiści, ci głupsi i bardziej prymitywni, nie są w stanie odebrać im władzy. W Polsce Adam Michnik mówił o tym, że nawet gdyby Komorowski przejechał po pijaku na przejściu dla pieszych zakonnicę w ciąży, to i tak wygra z Dudą. To jest to samo zjawisko.

Czy populistycznym językiem można opowiadać o odpowiedzialnych rozwiązaniach?

Oczywiście. To właśnie zrobił Emmanuel Macron. Zrozumiał, że Marine Le Pen stawia trafne diagnozy. Rozumiał, że ludzie odczuwają lęk i frustrację, nie czują się reprezentowani przez dotychczasowe elity. Odpowiedź Macrona na ten stan rzeczy brzmiała: rzucamy wyzwanie starym partiom, bierzemy się do reformy rynku pracy. Polski system sądownictwa też można zreformować w sposób daleki od populizmu.

Platforma miała na to osiem lat.

Polskim liberałom od czasu AWS brakuje wiary w wielkie reformy. Teraz patrzą na Kaczyńskiego, który upartyjnia kolejne instytucje, psuje demokrację i są przerażeni nadchodzącą zagładą. Młode pokolenie patrzy na te gruzy i dostrzega tam szansę.

Trzeba to wszystko zaorać i zrobi się miejsce dla nich.

Nie, bo reformy nie polegają na oraniu, tylko na szukaniu pluralistycznych i długotrwałych rozwiązań. Logika orania wynika z populistycznego podejścia do emocji. Przez kilkadziesiąt lat uważano w Europie, że emocje są czymś złym, że po tragicznym doświadczeniu totalitaryzmu polityka musi być oparta wyłącznie na rozumie. Tymczasem przychodzą populiści i nie tylko podchwytują agendę narodową, ale i mówią, że emocje są w polityce ważne. Trzeba wziąć na poważnie frustracje, lęki i emocje młodych ludzi.

Ale widzisz po twojej stronie barykady chęć do takiej rozmowy?

Z pewnością wśród ludzi, którzy próbują podpowiadać politykom, ale nie bardzo po stronie politycznej. Była jakaś iskierka nadziei po stronie Joanny Muchy, ale to była co najwyżej pierwsza próba.

Rozumiem, że powinno powstać po tej stronie coś nowego, ale to coś już powstało, nazywa się Nowoczesna. I też na razie średnio się sprawdza.

No niestety. W 2015 roku wydawało się, że frustracja związana z cynizmem Platformy jest tak duża, że powstanie nowa siła, ale do tego doszło za późno, i w dodatku bez strategicznej myśli. Macron miał bardzo dobrze przygotowane wejście do polityki. Było mu trochę łatwiej, bo słaba pozycja Hollande'a ujawniła się znacznie wcześniej. A u nas scena polityczna zmieniła się w momencie wyjazdu Donalda Tuska.

A nie przegranej Komorowskiego?

Tusk powiedział swoim rodakom coś bardzo ważnego: Zachód jest ważniejszy niż Polska. To jest klasyczne myślenie dla polityków jego pokolenia.

Suflujesz PiS piękny przekaz.

Ale taka jest prawda. Jeżeli nie będziemy wprost nazywać tego, co się dzieje, to liberalizm nie ma szans. Jeżeli będziemy każdy krytyczny wobec liberałów argument traktować jako propisowski, to nigdy się nie wzmocnimy.

Co tylko dowodzi, jak silny jest PiS.

Wyłącznie w głowach liberałów. W zaskakujący sposób PiS uważany jest za rodzaj demonicznej siły, a Kaczyński za polityka o nadnaturalnych zdolnościach. To nieprawda. Fakt, jest bardzo zręcznym politykiem, ale to nie znaczy, że nie można go pokonać.

Widzisz u Grzegorza Schetyny wiarę w pokonanie Kaczyńskiego?

Nie. Platforma Obywatelska choruje cały czas na cynizm władzy.

Partia władzy bez władzy?

Dokładnie. W samorządach jednak PO dysponuje pewną władzą.

A liberałowie siedzą w podziemiu?

Ty też nasiąknąłeś dysydenckim językiem?

Będziecie teraz zakładać Kluby Kultury Liberalnej, a potem rodzinę Radia TOK FM? PiS działał od razu, a Kluby Obywatelskie PO to jakiś żart.

To są żarty, ale niestety, polskie partie angażują ludzi dlatego, że są lojalni, a nie dlatego, że są ideowi albo szczególnie pracowici. Liberałowie znajdują się w stanie chaosu i paniki moralnej. Wciąż nie chcą nazwać sytuacji taką, jaka ona jest. Żyją w lęku, wciąż czegoś się boją i w warstwie retorycznej stają się coraz bardziej radykalni. W Kulturze Liberalnej o hipokryzji wewnątrz własnego obozu wiele pisali Katarzyna Kasia, Łukasz Pawłowski czy Tomasz Sawczuk. Spoza tego środowiska – Grzegorz Sroczyński czy Rafał Woś. Niestety, reszta nazywa nas symetrystami.

Emocje są na tak wysokim poziomie, że każda próba opisania rzeczywistości spotyka się z zarzutem, że niepotrzebnie mnoży się wątpliwości. Wypadasz z rozmowy. Jeśli tygodnik „Polityka" rozpoczyna swój artykuł o „Symetrystach" od zmyślonego cytatu ze mnie, to znaczy, że przede wszystkim nie chce wejść w dialog z młodszym pokoleniem.

A co powiedziałaś?

Że liberalna demokracja w Polsce uległa degeneracji i skoro PiS wyrywa pewne bezpieczniki, to można się spodziewać, że wszystkie inne partie ulegają też zepsuciu i nie można wykluczyć, że następne ugrupowanie rządzące skorzysta z tego, co zrobił PiS.

Przepraszam, ale to dość oczywisty pogląd.

Moje słowa zostały tak przekręcone, że czytelnicy „Polityki" dowiedzieli się, że rzekomo obawiam się bardziej Platformy niż PiS.

Skąd ja to znam: człowiek mówi o pewnym mechanizmie, a ludzie słyszą tylko: PiS i PO.

Powiedzenie tego, co jest przed twoim nosem, jak pisał George Orwell, stało się dziś źródłem kontrowersji. Im bardziej oczywiste rzeczy mówisz, tym trudniej się ciebie słucha.

—rozmawiał Piotr Witwicki (dziennikarz Polsat News)

Karolina Wigura – ur. 1980 r. w Warszawie. Historyk idei, socjolog. Szefowa Obserwatorium Debaty Publicznej Kultury Liberalnej, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, współdyrektorka programu polskiego w St. Antony's College na Uniwersytecie Oksfordzkim.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: Czego liberałowie mogą się nauczyć od PiS?

Problem z liberałami jest taki, że większość z nich nie zorientowała się jeszcze, że niektóre diagnozy PiS okazały się słuszne. Kłopot w tym, że proponowane przez nich rozwiązania są na ogół anarchistyczne i partyjniackie. Agenda, którą realizuje teraz PiS leżała na ulicy. Choćby kwestie socjalne i reprywatyzacja, których żadna inna partia nie wykorzystała. Druga sprawa, to program patriotyczno-narodowy. Liberałowie do dziś nie zdają sobie sprawy, że PiS odpowiada na pewne realne frustracje. Nie wiem, czy pamiętasz, że mówienie o gniewie społecznym w 2015 roku kończyło się zarzutem o propisowskość?

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami