Aby to dostrzec, wystarczy spojrzeć na kończący się Synod Biskupów na temat Amazonii. Otworzył on niemal wszystkie dyskusje, które wcześniej jednoznacznymi i dobrze uzasadnionymi decyzjami zamknął św. Jan Paweł II. Papież z Polski odmówił święcenia viri probati (co proponował wówczas ten sam kardynał Claudio Hummes, który teraz jest niemal głosem papieża Franciszka), sugerując, że zniesienie celibatu w niczym nie leczy choroby, jakim jest brak powołań, i dodając, że bezżeństwo księży ma ogromne znaczenie teologiczne i duchowe. Dzisiaj większość uczestników synodu sugeruje, że żonatych trzeba święcić jak najszybciej, bo inaczej nie rozwiąże się problemów Amazonii (w tle zaś kryją się problemy z liczbą duchownych Germanii).




Św. Jan Paweł II uznał też, że Kościół nie ma władzy święcenia kobiet na prezbiterów i biskupów, a także zamknął debatę na temat święcenia kobiet na diakonki. Teraz zaś ojcowie synodalni zupełnie otwarcie o tym dyskutują, jakby pontyfikatu Karola Wojtyły i jego decyzji w ogóle nie było. Papież jasno i zdecydowanie potępił teologię wyzwolenia, która na miejscu ewangelizacji postawiła walkę klas i problemy społeczne, a teraz proponuje nam się teologię wyzwolenia ekologicznego, która walkę o klimat stawia wyżej niż kwestie zbawienia. Jeśli więc widać jakiś proces, to raczej dewojtylizacji, usunięcia istotnych decyzji św. Jana Pawła II z życia Kościoła, niż przyswajania jego nauczania czy choćby aktywnej z nim polemiki, wymiany argumentów. Nic takiego się nie dzieje, bo św. Jan Paweł II staje się wielkim nieobecnym w debatach kościelnych. I nawet jeśli zostanie doktorem Kościoła, to nic nie wskazuje na to, by w tej sprawie cokolwiek miało się zmienić.

Nie twierdzę, że po św. Janie Pawle II czas w Kościele ma się zatrzymać, że on już rozstrzygnął wszystkie pytania i mamy tylko czerpać z krynicy jego mądrości. To byłby poważny błąd. Na naszych oczach dokonują się ogromne zmiany w rozumieniu władzy (tej doczesnej), demokracja zmienia swój charakter, pojawiają się nowe zagrożenia. Z perspektywy wiary w wielu miejscach większym zagrożeniem dla Kościoła jest fundamentalizacja czy pentekostalizacja niż laicyzacja. A także masowy odpływ wiernych do innych wspólnot religijnych, widoczny w całej Ameryce Łacińskiej. Głębokim zmianom ulega też społeczne postrzeganie kapłaństwa, dokonuje się proces emancypacji wiernych, a także przejmowanie faktycznego przewodniczenia wspólnotom przez kobiety. Nie ma co udawać, że na każde z tych wyzwań znajdziemy odpowiedź u św. Jana Pawła II. Trzeba o nich dyskutować, szukać odpowiedzi, stawiać pytania, kwestionować dotychczasowe rozwiązania, ale nie wydaje się, by można to było robić, całkowicie ignorując nauczanie papieża z Polski.

Nie wydaje się tak także dlatego, że nieco złośliwie rzecz ujmując, zwolennicy najgłębszych reform nie zauważają, że ogromna większość z ich pomysłów została już zrealizowana w Kościołach poreformacyjnych i nic dobrego im nie przyniosła. Laicyzacja, pentekostalizacja odbywają się tam jeszcze szybciej. Jeśli zaś gdzieś udało się oba te procesy spowolnić, to tam, gdzie zaczęto uczciwie studiować i wprowadzać w życie duszpasterską wizję św. Jana Pawła II i Benedykta XVI. I to powinno skłonić do uważnego jej studiowania.