Podobne w tonie wrażenia z kontaktu z Zauchą relacjonują świadkowie przepytani do jego biografii prawie 30 lat po jego śmierci. Zaucha był kimś niezwykłym – utrzymują zgodnie – kimś jakby nie z tego świata. W muzyce prawdziwek, naturszczyk bez formalnego wykształcenia – a jednocześnie jeden z najwybitniejszych muzyków swego pokolenia. Człowiek wielu talentów, obdarzony taką pamięcią muzyczną, takimi możliwościami interpretacji, takim feelingiem, że kasował wszystkich. Urodzony showman: kiedy wychodził na scenę, wstępował w niego demon. Wielu zazdrościło mu warunków wokalnych, iskry bożej, która towarzyszyła jego poczynaniom artystycznym. Był na drodze do prawdziwej wielkości.