Tomasz Terlikowski: Zbawienia jest dla każdego – i dla cnotliwych, i dla grzeszników

Żarty, złośliwości, a czasem wściekłość – te reakcje na „Różaniec do granic" więcej mówią o ich autorach niż o samym wydarzeniu.

Publikacja: 13.10.2017 17:00

Tomasz Terlikowski: Zbawienia jest dla każdego – i dla cnotliwych, i dla grzeszników

Foto: Fotorzepa/ Rafał Guz

Ale nie będę już pisał o dziwacznej antykatolickiej fobii, która ogarnęła rzesze ludzkie, ani o hejcie, jaki wylał się na aktorów czy celebrytów, którzy zdecydowali się wesprzeć akcję. O tym już było. Mnie zainteresowało zupełnie co innego, a mianowicie mieszanina przesądów i herezji (tak, tak, właśnie herezji), jaką w myśleniu o chrześcijaństwie i katolicyzmie posługują się ci, którzy uważają się za oświeconych i wolnych od przesądów właśnie.

O co chodzi? Zacznijmy od hejtu. Otóż tak się składa, że niemała jego część dotyczyła przeszłych wyborów osób, które zdecydowały się wesprzeć akcję. To właśnie ich rozwody, zdrady małżeńskie, życiowe błędy wytykali z pasją godną największych purytanów normalnie tolerancyjni ateiści i agnostycy (a niekiedy także niepraktykujący lub liberalni katolicy). „Oni są niegodni", „to hipokryci" – powtarzało się w przekazie medialnym, o internecie nie wspominając, tak jakby katolikami mogli być i byli wyłącznie ludzie o kryształowych życiorysach, niemalże nieskalani grzechem (a jeśli już, to tylko lekkim). Kłopot z tym przekonaniem polega zaś nie tylko na tym, że jest to zwyczajny materialny fałsz (jesteśmy, jako katolicy, takimi samymi grzesznikami jak wszyscy inni), ale także na tym, że jest to przekonanie niezgodne z naszą wiarą. Ta opiera się na przekonaniu, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, że lekarza (czyli Chrystusa) nie potrzebują zdrowi, lecz ci, co się źle mają, i wreszcie, że ladacznice i celnicy wyprzedzają nas do Królestwa Bożego. Ewangelii obcy jest więc moralizm, zgorszenie grzesznikiem, uznanie, że do Boga i do Kościoła dostęp mają tylko moralne wzory.

Wbrew temu, co wielu się wydaje, zbawienie nie jest skierowane do doskonałych, dobrych, moralnych z natury, ale do każdego, a bliżej, niż im się wydaje, są go ci, którzy najgłębiej upadli. 12 kroków czyli terapia dla alkoholików wspaniale o tym przypominają, uświadamiając, że drogę do uzdrowienia zacząć można, gdy zderzyło się z dnem. Z nawróceniem, odrodzeniem, powrotem do Boga często (choć nie zawsze, bo każda droga jest inna) jest podobnie. Nie ma takiego grzesznika, takiego łajdaka, dla którego nawrócenie byłoby niedostępne.

Różaniec jest zaś tego najlepszym przypomnieniem. Modlimy się na różańcu, gdy sami już nie dajemy rady, gdy mamy kompletnie dosyć, gdy uświadamiamy sobie, że – wbrew temu, co głosi piosenka z kapitalnej bajki dla dzieci „Bob Budowniczy" – „nie zawsze damy radę", że musimy się poddać. To jest ten moment, gdy wielu chwyta widziany w dawnych latach w rękach babci różaniec i zaczyna odmawiać modlitwę. Najpierw z trudem, ale z nadzieją, że Matka Boża może pomóc także nam, a potem z zaskoczeniem, że Ona działa, że zmienia życie, że różaniec staje się liną ratunkową, która pozwala przeskoczyć nad przepaścią. Nie, nie tylko świątobliwym, ale także grzesznikom, zdrajcom, nieudacznikom itd. Bod Budowniczy, który zawsze sam da radę, prędzej czy później popadnie we frustrację, nabawi się wrzodów żołądka, Różańcowy Joe dostrzeże, że chrześcijaństwo nie polega na zaciskaniu zębów i walce, by zachować się pobożnie i moralnie, ale na... radości z tego, że ktoś pewne rzeczy bierze na siebie, że nam pomaga, że nas prowadzi.

W XXI wieku nigdy dość przypominania, że nie jesteśmy pelagianami, którzy uznają, że zbawienie zależy od naszych uczynków, od tego, czy damy radę z zachowaniem wszystkich norm i zasad. Ono jest nam dane, jak tego nauczał św. Augustyn, za darmo, z Bożej łaski, a my nie musimy sobie na nie zasłużyć. I właśnie za wielkie przypomnienie tej prawdy chciałem gorąco podziękować tym z aktorów, celebrytów, dziennikarzy, którzy musieli się zmierzyć z hejtem związanym z ich dawnym życiem i obecnymi wyborami. Panie i Panowie, czapki przed wami z głów, bo przypominacie, że historię zbawienia tworzyli nie tylko niezawodny św. Jan Apostoł, ale także zdrajca św. Piotr, prześladowca św. Paweł czy równa Apostołom Maria Magdalena. Na nich to dopiero by się posypało, gdyby zaczęli obecnie zachęcać do odmawiania różańca!

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Ale nie będę już pisał o dziwacznej antykatolickiej fobii, która ogarnęła rzesze ludzkie, ani o hejcie, jaki wylał się na aktorów czy celebrytów, którzy zdecydowali się wesprzeć akcję. O tym już było. Mnie zainteresowało zupełnie co innego, a mianowicie mieszanina przesądów i herezji (tak, tak, właśnie herezji), jaką w myśleniu o chrześcijaństwie i katolicyzmie posługują się ci, którzy uważają się za oświeconych i wolnych od przesądów właśnie.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów