Requiem nie dla Trumpa

Wizyta – to oczywiście niedoszły przyjazd prezydenta Trumpa do Polski; pies – Baskerville'ów, a brzytwa – Ockhama. Wiem, że dyskusja na ten temat przetoczyła się już przez Polskę i dominuje już inny „news cycle", czyli tak zwani wszyscy żyją już inną sensacją, ale i ja mam ochotę dodać swoje trzy grosze.

Aktualizacja: 07.09.2019 14:47 Publikacja: 06.09.2019 18:00

Requiem nie dla Trumpa

Foto: AFP

Chwaliłam się już uprzednio, że mam dwa wyuczone zawody: politologa i pedagoga od dzieci specjalnej troski. W tej pierwszej dziedzinie specjalizowałam się w sowietologii , a w tej drugiej w dzieciach społecznie nieprzystosowanych. Uważam, że to rzadkie połączenie daje mi szczególną zdolność interpretowania pewnych zjawisk politycznych (gdyby to był e-mail, to wstawiłabym tu uśmiechnięto-wykrzywioną buźkę).

Ponieważ nie uważam, żeby nie było różnicy między płciami, dodam, że te społecznie nieprzystosowane dzieci są zazwyczaj chłopcami, którzy wyrastają na społecznie nieprzystosowanych panów. Dlaczego tak jest – nie wiem. Niewykluczone, że tak jest w coraz mniejszym stopniu, w miarę jak entuzjaści próbują zacierać te istotne – moim zdaniem – różnice.

Politologia nie jest oczywiście nauką, ale kiedyś – w USA, a niestety nie w Polsce – starała się narzucić pewnego rodzaju dyscyplinę, łączyć znajomość historii, logikę rozumowania i precyzję języka. Może dlatego, patrząc zza oceanu, tak irytująca i jednocześnie śmieszna wydała mi się ogólnopolska dyskusja na temat powodów nieprzyjechania Trumpa do Warszawy. Nagle ujawniło się wielu specjalistów od huraganów, polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych i psychologii Donalda Trumpa.

To prawda, że gospodarze nadawali jego spodziewanej wizycie niesłychane znaczenie i reklamowali ją (a co najmniej jeden wysoko postawiony pan robił to bezustannie) jako największe wydarzenie w historii Polski ostatnich stu lat. Ale jej odwołanie zostało nagłośnione przez opozycję prawie jako wypowiedzenie wojny Polsce, jako poniżenie państwa, narodu, obywateli, a przede wszystkim władzy.

Krytycy nie uwierzyli w huragan, jedni przekonywali, że to taki sobie wiaterek, inni tłumaczyli, że przecież Trump mógł polecieć w sobotę, wrócić w niedzielę albo na odwrót. Huragan jednak był jak najbardziej prawdziwy. Europejczycy nie są w stanie tego zrozumieć, skoro w Stanach tego rodzaju sztormy zdarzają się regularnie, giną w nich setki, a czasem tysiące ludzi, podczas gdy w Europie coś podobnego wydarzyło się tylko raz, czterysta trzydzieści jeden lat temu, gdy sztorm rozbił Wielką Armadę Hiszpańską zbliżającą się do Anglii.

Trump nie jest wielkim specjalistą od huraganów. Prasa amerykańska naśmiewała się z niego, że grał w sobotę w golfa i że powtórzył wielokrotnie, że huragan piątego stopnia właściwie nie istnieje, a może nigdy nie istniał. Oczywiście, huragan tego właśnie piątego stopnia wystąpił trzykrotnie za prezydentury Trumpa i nawiedził dwa lata temu terytorium Stanów Zjednoczonych – Portoryko – zabijając około 3 tysięcy ludzi. Ale istotny jest tu właśnie pies Baskerville'ów. Gdyby Trump pojechał do Polski, jego nieobecność byłaby jak najbardziej zauważona i krytykowana, i mogłaby mocno zachwiać jego i tak nie za mocną prezydenturą, i mogłaby zaszkodzić również Partii Republikańskiej. Nikt nie przewidział, że oko huraganu, zamiast uderzyć we Florydę, będzie wisieć nad Bahamami i dokona właśnie tam tych straszliwych zniszczeń. Gdy piszę te słowa, Dorian może jeszcze uderzyć w bardziej na północ położone stany.

Jakikolwiek by Trump był, jest prezydentem USA, które mają ustrój prezydencki, i jego obowiązkiem było nie opuszczać kraju wobec nadciągającej katastrofy. Można snuć wywody, że wolał grać w golfa, niż lecieć do Polski, że nie chciał spotkać Angeli Merkel, że przekonały go dwa tuziny byłych ambasadorów, że w Polsce panuje dyktatura, albo że przerażała go myśl, że musiałby przez prawie dwie godziny siedzieć bez ruchu, to znaczy bez Twittera, i słuchać „Requiem" Pendereckiego. Tu dochodzimy do brzytwy Ockhama, czyli zasady prostoty umysłowej, hasła, żeby nie mnożyć bytów ponad konieczność. Trump odwołał wizytę, gdy okazało się, że będzie groźny huragan. Może się ucieszył, może się zmartwił, może jedno i drugie. Ale to akurat nie jest istotne dla analizy jego zachowania.

Chwaliłam się już uprzednio, że mam dwa wyuczone zawody: politologa i pedagoga od dzieci specjalnej troski. W tej pierwszej dziedzinie specjalizowałam się w sowietologii , a w tej drugiej w dzieciach społecznie nieprzystosowanych. Uważam, że to rzadkie połączenie daje mi szczególną zdolność interpretowania pewnych zjawisk politycznych (gdyby to był e-mail, to wstawiłabym tu uśmiechnięto-wykrzywioną buźkę).

Ponieważ nie uważam, żeby nie było różnicy między płciami, dodam, że te społecznie nieprzystosowane dzieci są zazwyczaj chłopcami, którzy wyrastają na społecznie nieprzystosowanych panów. Dlaczego tak jest – nie wiem. Niewykluczone, że tak jest w coraz mniejszym stopniu, w miarę jak entuzjaści próbują zacierać te istotne – moim zdaniem – różnice.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów