Márai ma w tym gronie szczególny udział. Systematycznie, od lat, warszawski Czytelnik drukuje kolejne powieści tego wybitnego pisarza. Ma przy tym szczęście do tłumaczy, którzy brawurowo przysposabiają go polszczyźnie: Teresa Worowska, Irena Makarewicz czy nieodżałowany Feliks Netz.
Zajmuje pozycję odrębną także za sprawą „Dziennika", pisanego w latach 1943–1989, w którym ostatnie zapiski są przybliżaniem mroku, nieubłaganym nadciąganiem zmierzchu, nastającego wraz z samobójczą śmiercią 89-letniego pisarza w San Diego w Kalifornii. „Dziennik" to opus magnum Máraia. Wielka księga, zapis emigracji w samotność, rodzaj duchowego ćwiczenia rozpisanego na słowa i lata. Proza, w której uchwycony został dramat człowieka na zawsze wyrwanego z kontekstu (w 1948 r. wyjechał z Węgier i nigdy do nich nie wrócił), inteligenta oswajającego własne demony i szukającego w pisaniu pocieszenia. Odyseusza, którego dom z każdym rokiem się oddala, a jego dawne ciepło mieszka już tylko we wspomnieniu.
Powieść „Rozwód w Budzie" ukazała się w 1935 r. niemalże równocześnie z wysoko cenionymi „Wyznaniami patrycjusza", gęstą prozą o dojmującym poczuciu braku i tęsknotą za dawnym porządkiem, z którego pozostały jedynie zgliszcza. Tamta kameralna historia była oparta na dialogu między dwoma bohaterami. Ten zabieg pisarz doprowadzi do perfekcji w późniejszym „Żarze".
Bohaterem „Rozwodu w Budzie" jest Kristóf Kőmives, młody sędzia, oszczędny w okazywaniu emocji, szorstki w obyciu, raczej skromny, zazwyczaj cichy i wycofany. Imre Greiner to z kolei dobrze zapowiadający się lekarz, przyjaciel ze szkolnej ławy Kőmivesa. Rzecz zasadza się na tym, że ten pierwszy ma przeprowadzić sprawę rozwodową drugiego. Nieoczekiwane spotkanie po latach okaże się brzemienne w skutki dla obydwóch.
Márai pokazuje, jak ludzkie historie i życia przecinają się nawzajem, a pozornie nieznaczące gesty z przeszłości wpływają na rzeczywistość ludzi, z którymi się stykamy. W powieści ścierają się różne filozofie życiowe. Dla sędziego egzystencja to obowiązek, któremu należy sprostać i podołać, po protestancku znieść. Tymczasem Imre kieruje się zintensyfikowaną emocjonalnością, porywami o nieprzewidywalnych ujściach i powodujących prostrację.