Márai ma w tym gronie szczególny udział. Systematycznie, od lat, warszawski Czytelnik drukuje kolejne powieści tego wybitnego pisarza. Ma przy tym szczęście do tłumaczy, którzy brawurowo przysposabiają go polszczyźnie: Teresa Worowska, Irena Makarewicz czy nieodżałowany Feliks Netz.
Zajmuje pozycję odrębną także za sprawą „Dziennika", pisanego w latach 1943–1989, w którym ostatnie zapiski są przybliżaniem mroku, nieubłaganym nadciąganiem zmierzchu, nastającego wraz z samobójczą śmiercią 89-letniego pisarza w San Diego w Kalifornii. „Dziennik" to opus magnum Máraia. Wielka księga, zapis emigracji w samotność, rodzaj duchowego ćwiczenia rozpisanego na słowa i lata. Proza, w której uchwycony został dramat człowieka na zawsze wyrwanego z kontekstu (w 1948 r. wyjechał z Węgier i nigdy do nich nie wrócił), inteligenta oswajającego własne demony i szukającego w pisaniu pocieszenia. Odyseusza, którego dom z każdym rokiem się oddala, a jego dawne ciepło mieszka już tylko we wspomnieniu.