Odpowiedzi mnie jednak zaskoczyły. Pomijając suche liczby (wpis przeczytało 42 tys. osób, które zostawiły koło setki komentarzy, a niemal 400 osób podało ten wpis dalej), najbardziej zaskakujący był ton odpowiedzi ze strony sympatyków owego polityka, którzy – co oczywiste – zaczęli powoływać się na Pismo Święte. No bo rzeczywiście zarówno w Starym, jak i Nowym Testamencie czytamy słowa zdecydowanego potępienia dla aktów homoseksualnych. Sęk w tym, że Kościół, jednoznacznie negatywnie oceniając homoseksualizm, uczy, by do samych homoseksualistów odnosić się z szacunkiem, pamiętając o ich godności jako osoby ludzkiej. W Katechizmie Kościoła katolickiego czytamy wszak: „Powinno się traktować je [osoby homoseksualne – red.] z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji".
Kłopot w tym, że rzekomi obrońcy chrześcijaństwa przed ofensywą środowisk homoseksualnych zachowują się nie po chrześcijańsku. To religia miłosierdzia, a nie miotania obelg, anatem i potępień na prawo i lewo. Oczywiście sympatycy szefa MON przywoływali mnóstwo cytatów z Pisma Świętego na poparcie tezy, że słusznie postąpił i doskonale dobrał słowa. Przypominano więc naukę o tym, że nasza „mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi", czy całą masę cytatów podkreślających moralną odrazę do współżycia ze sobą osób tej samej płci, przede wszystkim mężczyzn.
Skoro jednak zaczynamy się licytować na dosłowne przytaczanie Pisma, warto naszych obrońców wiary i moralności zapytać, czy publicznie kamienują cudzołożnice? A jeśli nie, to dlaczego? Czy wyłupują oczy osobom pożądliwie patrzącym na kobiety, które nie są ich żonami? Dlaczego nie wypełniają wszystkich zaleceń spisanych na kartach Starego Testamentu?
A może podobają im się kraje, w których kamienuje się cudzołożnice, a homoseksualistów zamyka w więzieniach albo skazuje na śmierć? Czy na pewno dobrze czuliby się w takich miejscach, jak Czeczenia Kadyrowa, a może w niektórych teokratycznych państwach islamskich? Ale tu dochodzimy do poważniejszego problemu. Gra nie toczy się bowiem o grupę radykałów wyżywających się na Twitterze. Sęk w tym, że oni tworzą klimat polityczny, dzięki któremu wypowiedzi takie jak naszego szefa MON uchodzą za niezwykle godne pochwały. Wszak ministra od razu pochwalili słynni posłowie: pewna profesor prawa znana z empatii i kultury osobistej oraz dorodny młodzieniec okazujący dziwną słabość do futrzanych kołnierzy.
Nie chodzi tu wcale o polityczną poprawność, która każe się samoograniczać i przez którą w wielu krajach nie można mówić tego, co się myśli, ani głosić tego, w co się wierzy. Problemem jest pewne zdziczenie naszej prawicy, zdziczenie naszego konserwatyzmu. Konserwatyzm jest bowiem ostoją zdrowego rozsądku, ale też pewnego umiarkowania. Konserwatyzm to nie religijny fundamentalizm.