Ale skandynawski boom kryminalny, jak to zwykle z modami literackimi bywa, miał też swoje ciemne strony, przede wszystkim tę, że po Mankellu i Larssonie przyszedł czas na klony. A potem na klony klonów. Szczęśliwie dziś szwedzki front kryminalny jest już w odwrocie, a w grze zostali tylko najbardziej wytrwali i najlepsi autorzy, którzy nie próbują bez końca odgrzewać formuły kryminału obyczajowego. Należy do nich niewątpliwie Jens Lapidus. Jego książkami zachwycał się między innymi klasyk gatunku James Ellroy, a autora trylogii sztokholmskiej niebezzasadnie porównywano między innymi do Denisa Lehane'a (znanego u nas głównie ze świetnych ekranizacji „Rzeki tajemnic" i „Wyspy skazańców").

Fabuła „Sztokholm delete" jest dość zawiła, postaci tu mnóstwo, ale to powieść na tyle dobrze skonstruowana, że czytelnik nie powinien się w niej zagubić. Lapidus na początku snuje kilka wątków, które szybko łączą się w jedną, sięgającą wiele lat wstecz opowieść, w której znajdziemy hazard, przekręty finansowe, jugosłowiańską mafię, pranie brudnych pieniędzy, umarlaków powracających z zaświatów i całą gamę innych atrakcji. Główne role, podobnie jak w „VIP roomie", grają tutaj emigranci (Serbowie i Syryjczycy), a także para samozwańczych detektywów: były więzień Teddy „Misiek" Maksumic i adwokat Emelie Jansson. Lapidus nie ma ambicji przedstawienia środowiska mniejszości etnicznych, choć trudno nie wyczuć tu ich pogardy wobec „svenne", czyli tubylców. Najbardziej interesuje go jednak intryga, a tę prowadzi z dużą wprawą. Emelie i Teddy co rusz wpadają w kłopoty i odbijają się od ściany, a za ich antagonistami stoją nie tylko mafia i pieniądze, lecz i przekupni funkcjonariusze policji.

Lapidus pisze bardzo sprawnie, wyczuwając ponadto puls potocznego języka nasyconego anglicyzmami. Jego proza roi się od „megaogarniętych typów", a dzięki bardzo dobremu przekładowi Agaty Teperek daleko jej do sztuczności charakterystycznej dla autorów silących się na młodzieżowy slang, dlatego można przymknąć oko na nadprogramową dawkę dydaktyzmu w mowie obrończej Emelie i nieliczne budzące wątpliwości rozwiązania fabularne. Tym bardziej że „Sztokholm delete" wciąga i trzyma w napięciu, a otwarte zakończenie każe czekać na następną odsłonę serii.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95