Osobiście mam nadzieję, że Andrzej Stankiewicz, wypraszając z prowadzonej przez siebie debaty Grzegorza Brauna za nazwanie ministra „szkolonym psychopatą", ośmielił swoje koleżanki i kolegów do częstszego wyznaczania gościom nieprzekraczalnych granic i konsekwentnego rugowania chamstwa z debaty publicznej. O tym, w jak bardzo dramatycznym momencie jesteśmy z jakością naszej debaty, najlepiej świadczy fakt, że naturalne przecież zachowanie gospodarza dbającego o poziom prowadzonej przez siebie rozmowy zostało przez jednych potraktowane jako nadzwyczajne bohaterstwo, przez innych zaś – jako zamach na wolność słowa.




Szczególnie wzruszająca jest troska prezesa Ordo Iuris Jerzego Kwaśniewskiego, który najwyraźniej zapomniał, że kilka lat temu to właśnie jego instytut złożył w imieniu swego klienta prywatny akt oskarżenia przeciwko Leszkowi Millerowi za nazwanie Bogdana Chazana... psychopatą. Jeśli nazwanie lekarza „psychopatą" było – zdaniem prawników Ordo Iuris – czynem karalnym kilka lat temu, dlaczego dzisiaj nie jest nawet wystarczającym powodem do wykluczenia z rozmowy i musimy się znowu pochylać nad wielką krzywdą chama, któremu nie pozwalają być chamem w najlepszym czasie antenowym?

Grzegorz Braun nie stracił prawa do głoszenia swoich poglądów – w przestrzeni publicznej nadal więcej jest miejsc, gdzie może być w pełni sobą, niż takich, w których będzie się musiał w swoim chamstwie hamować. Dyskusja wokół tego, czy gospodarz programu ma prawo ustanawiać w nim własne zasady, pokazuje, jak głęboko patologiczna jest nasza debata publiczna, coraz bardziej podporządkowana politykom. Najwyższy czas zacząć ją odzyskiwać.

Leszek Miller ostatecznie postanowił nie sprawdzać, jak sąd rozumie wolność słowa i Chazana za „psychopatę" przeprosił. Przeżył i chyba nawet niespecjalnie cierpiał. Jeśli Braun woli celebrować swoje męczeństwo – jego wybór, ale nie widzę powodu, żeby mu w tym towarzyszyć. Wszyscy karmimy trolla.