Gdzie legenda wakacyjnych obozów, w górach czy nad jeziorami, kiedy (co w czasach smartfona zakrawa na żart) śpiewało się do północy piosenki tylko przy rozklekotanej gitarze, a dym ogniska pachniał przygodą.
Takie harcerstwo pamiętam z czasów dzieciństwa, i co najważniejsze, nie miałem wtedy poczucia, żeby było w jakikolwiek sposób uwikłane w komunizm. Nie wiem, jakim trafem, ale nasze zielone czy szare mundury, w przeciwieństwie do strojów organizacji młodzieżowych w ZSRR, były wolne od sowieckiej symboliki. Godłem była lilijka, chusty były wielokolorowe, a krzyż harcerski nosiło się jak Krzyż Walecznych. Przynajmniej takie mieliśmy skojarzenia. Dlaczego komuna zezwoliła na odrodzenie ZHP według formuły Roberta Baden-Powella w 1956 r.? Nigdy tego nie pojmę. Tym bardziej że od połowy lat 40. właśnie w harcerstwie odnajdywano najwięcej ideologicznych zagrożeń, zaś w 1949 r. sprawę postanowiono zamknąć decyzją o faktycznej likwidacji ZHP.
Sławny referat Pelagii Lewińskiej pt. „Problemy przebudowy harcerstwa" dowodził, że: „Druzgocząca krytyka ideologii i metod harcerskich obnażyła ich korzenie klasowe i stała się walną rozprawą z imperialistyczno-nacjonalistycznym systemem wychowawczym". Koniec przyszedł w 1950 r., kiedy struktury harcerskie wcielono do ZMP. Jak zareagowała młodzież? Historycy piszą o ponad stu organizacjach tzw. drugiej konspiracji harcerskiej (pierwszą byłą konspiracja z czasów Szarych Szeregów). Były to organizacje podziemne, niechętnie nastawione do władzy, często dysponujące nawet niewielkimi zasobami ukrytej broni. Przez komunistów były tropione i eliminowane z całą bezwzględnością. I nagle, po 1956 r. ZHP się odradza, i to blisko swojego przedwojennego rytu. Mundury, chusty i lilijka. A sowiecką odznakę „Czuwaj" zastępuje tradycyjny krzyż. Co się stało? Nie jestem historykiem harcerstwa, ale spodziewam się, że decyzję podjęto w nadziei, że to „odrodzone" harcerstwo będzie można w jakiś „miękki" sposób zideologizować. Odzyska się w ten sposób młodzież i sącząc powoli do głów ubraną w tradycyjne szatki ideologię, przerobi się ją na nowoczesnych ludzi systemu.
Jednak ten model zawiódł. Triumfalnie powróciły idee Baden-Powella, a harcerstwo stało się pierwszym wyborem spragnionej wolności młodzieży. Do takiego harcerstwa należałem przynajmniej w latach podstawówki. Pamiętam pierwszy obóz, jeszcze zuchowy, w rozwalającej się szkole w wiosce Młada Hora w Beskidzie Żywieckim, gdzie myliśmy się (czasem) w położonej o dobry kilometr rzeczce, a nocą upominał się o swoje jakiś lokalny niedźwiadek. Harcerstwo, które pamiętam z wczesnych lat szkoły podstawowej, to było głównie uwielbienie dla przyrody i jej tajemnic. Co niedziela zastępy Hufca Kraków poznawały tajniki okolicznych dolinek jurajskich, a wakacyjne obozy pod Jaworzyną dostarczały takich rozrywek, jak choćby „chatka Robinsona", czyli wyprawa w las kilku dwunastolatków z siekierą, wałówką i zapałkami, po to by wybudować domek z gałęzi i nie skonawszy w nocy ze strachu, nauczyć się form przeżycia w terenie „dziewiczym" (Baden-Powell).
Ale harcerstwo to nie tylko przygody w terenie. To także pieśni, zwykle historyczne, i zbiórki w szkolnej harcówce, podczas której czytało się na głos „Kamienie na szaniec" lub słuchało zaproszonych podróżników i pisarzy. Co ciekawe, ta harcerska sielanka możliwa była tylko w szkole podstawowej. W liceum próbowano nas wprząc w tak zwaną Harcerską Służbę Polsce Socjalistycznej. Z przygody z HSPS pamiętam tylko udany zakup czerwonej krajki, która w intencji miała służyć za krawat, ale praktyczne zastosowanie znajdywała jako kolorowy pas do gitary. Każdy z nas miał taką.