Nawet „House of Cards" wypada blado przy intrygach, jakich dopuszczają się politycy w Brazylii – twierdzą dziennikarze pracujący w tamtejszym wydaniu dziennika „El País". W Wenezueli Nicolás Maduro coraz bardziej ryzykownymi wybiegami stara się utrzymać na stanowisku, a Mauricio Macri, którego dojście do władzy w Argentynie powszechnie uznano za jaskółkę neoliberalnych zmian, zmaga się z opozycją w parlamencie. Zmiana wydaje się nieunikniona, ale nikt nie ma zamiaru oddać władzy dobrowolnie, a tym bardziej zrzec się raz nabytych przywilejów.
A jeszcze niedawno w wymyślonym przez Hugo Cháveza projekcie „socjalizmu XXI wieku" te trzy państwa były uważane za kluczowe. Ameryka Łacińska po drakońskich dietach zaserwowanych jej przez neoliberałów w latach 90. na długo wpadła w opiekuńcze objęcia lewicy. Na czele tej zmiany stanęła Wenezuela. Szczodrze finansując petrodolarami swoje działania oraz pomagając sąsiadom, stała się niekwestionowanym liderem w regionie.
Lewicowe szaleństwo trwało blisko dwie dekady. Dzisiaj przychodzi czas podsumowań, a przywódcy, którzy w tym okresie sprawowali rządy, coraz częściej muszą się tłumaczyć z opłakanego stanu regionalnych gospodarek. Do tego oskarżani są o celowe działania na niekorzyść państwa. Ale choć worek lewicowego Mikołaja świeci pustkami, wielu trudno się z tym pogodzić. Stąd niezadowolenie, podsycane teoriami spiskowymi, które rodzą się na rogu każdej niemal ulicy.
Upadłe państwo „szalonej kozy"
Jeszcze trzy lata temu, kiedy żył Hugo Chávez, problemy ekonomiczne kraju stawały się wprawdzie coraz bardziej widoczne, ale przeciwników prezydenta było niewielu. Ale jego następca to jednak co innego. Nicolás Maduro oprócz namaszczenia, które otrzymał z rąk umierającego Cháveza, nie może się poszczycić niczym więcej. Wybory prezydenckie wygrał o włos i od tej pory boryka się z coraz tragiczniejszą zapaścią swego kraju.
Utopia chavizmu rozpada się niczym domek z kart, a Wenezuela pogrąża się w chaosie. Puste półki sklepowe, coraz częstsze przerwy w dostawach prądu (w ramach oszczędności urzędnicy państwowi pracują tylko w poniedziałki i wtorki), brak wody. W Wenezueli największym luksusem jest dziś własny generator prądu, a koniecznością – zbiornik wody na dachu. Ludzie coraz częściej posuwają się do grabieży. Caracas jest jednym z najniebezpieczniejszych miast na świecie. Po zmroku nikt nie waży się wyściubić nosa za próg domu.