Michał Płociński: Byłem grzeczny, dajcie mi zrobić zakupy w niedzielę

Największym problemem Krzysztofa jest to, że nie może kupić sobie jajek na jajecznicę, a tak w ogóle – dlaczego ktoś ma decydować o tym, co on będzie jadł na śniadanie? Michał musi jechać na drugi koniec miasta, bo zdaje się, że tam jest otwarty jakiś spożywczy, i przez tę jego podróż upaść ma władza, bo ludzie wytrzymają wszystko, ale nie tak jeździć, czy jakoś podobnie. Facebook nie kłamie: w niedzielę w każdym mieście rozgrywa się prawdziwy horror.

Aktualizacja: 20.05.2018 06:00 Publikacja: 18.05.2018 00:01

Michał Płociński: Byłem grzeczny, dajcie mi zrobić zakupy w niedzielę

Foto: Fotorzepa/ Darek Golik

Niepokój widać już od rana w sobotę. Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na nonszalancję, jaką wykazali się Krzysztof i Michał, obaj single. Inni muszą zadbać o los swych rodzin. W supermarketach tłumy, kolejki do kas, pełne wózki i gorączkowe dorzucanie kolejnych produktów na zapas. Zakupy robione co najmniej na tydzień – pomyślałby ktoś, kto nie wie, że warszawian czeka Ten Dzień. Kto nie zapełni lodówki i szafek, ten podzieli straszny los singli.

Ułożone rodziny zakupy sobie jakoś jednak zaplanują – lepiej lub gorzej. Ale reszta? Reszta jest bez szans. Jak zjeść w niedzielę jajecznicę, skoro nigdzie nie można kupić jajek? To przykre, że pół Polski, które bezrefleksyjnie popiera handlowy terror, nie ma za grosz współczucia i zrozumienia dla Krzysztofa. Drwią i szydzą, że jajka mógł kupić w sobotę i bezczelnie wmawiają, że nikt nie zakazuje mu zjeść jajecznicy.

Ale przecież jakby Krzysztof chciał zjeść jajecznicę w sobotę, toby kupił sobie jajka w sobotę, proste. A skąd ma wiedzieć, że w niedzielę będzie chciał zjeść jajecznicę? Podobnie te biedne rodziny przecież nie dorzucałyby do koszyka kolejnych wędlin, chlebów oraz konserw i puszek – na wszelki wypadek – gdyby wiedziały już w sobotę, co będą chciały zjeść w niedzielę. To absurd, by tak wiedzieć na zawołanie, bo ktoś sobie wymyśla, że mają wiedzieć, i już.

Inny przykład. Krzysztof wraca wieczorem z pracy i pewnie włącza Netfliksa albo Showmaksa, bo fajnie sobie coś obejrzeć na rozluźnienie. Przegląda menu i wybiera, na co ma ochotę. Ten serial spoko, tamten dobrze się zapowiadał po dwóch odcinkach, a ten stand-up nawet śmieszny – może by go obejrzeć do końca? A może jednak ten pierwszy serial, bo już tylko kilka odcinków zostało, a ostatnio go tak wciągnął, że nie potrafił go wyłączyć i zaspał do pracy. Ale czy teraz ma na niego ochotę? Może włączy coś innego, bo taki wybór...

I zjadłby coś, bo katering w pracy to żenada. Ale co? Na szczęście jest Pyszne.pl, choć tam ostatnio musiał czekać godzinę na falafela, więc jednak może Uber Eats, a może przetestuje wreszcie PizzaPortal, bo kolega mu wyjaśnił, że tam nie tylko pizzę można zamówić. Odpala aplikację i przesuwa, przesuwa: szuka, na co ma ochotę. Bo na coś ma. I coś by obejrzał. A jutro znowu samo.

I jak Krzysztof miałby zdecydować się w sobotę, co ma zjeść w niedzielę? Przecież najpierw musi być potrzeba, dopiero później można ją zrealizować. Jest potrzeba – klik, zamawiam, kupuję, włączam. Gorzej, że coraz trudniej tę potrzebę zidentyfikować. A jeśli trudno zidentyfikować ją tu i teraz, to jak to zrobić dzień wcześniej? Bądźmy poważni, nie da się zrobić w sobotę zakupów na niedzielę – to jakby planować, co będziemy robić za 40 lat!

Dworuję sobie z tego i się wyzłośliwiam, choć wcale nie jestem zwolennikiem niedzielnego zakazu handlu – wręcz przeciwnie, uważam, że jest absolutnie bez sensu. Jednak trudno nie zauważyć, jak infantylni i przez to śmieszni się staliśmy. Krzysztof zdaje się krzyczeć: „Mamo, chcę jajecznicę". „Mamo" – bo sam nie potrafi zatroszczyć się o to, by ją sobie zrobić. Ale koniec drwin, bo to naprawdę poważna sprawa. I poważny problem, ten nasz infantylizm.

W naszym świecie „na żądanie" sklepy zamknięte w jeden dzień w tygodniu urastają do tragedii na miarę poważnego kryzysu ekonomicznego. Pewnie inaczej to wygląda poza dużymi i średnimi miastami, inaczej podchodzą do tego ludzie ułożeni, zdyscyplinowani. Ale coraz więcej z nas bez żenady szafuje argumentami na poziomie przedszkolaka, że chce i koniec, tak ma być, nikt mi nie będzie zabraniał. Brakuje tylko, by dodał, że przecież był grzeczny. A co więcej, nie widzimy nic złego w tak dziecinnej postawie. Świat na żądanie jest niestety światem pięciolatka, który chce lizaka.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Niepokój widać już od rana w sobotę. Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na nonszalancję, jaką wykazali się Krzysztof i Michał, obaj single. Inni muszą zadbać o los swych rodzin. W supermarketach tłumy, kolejki do kas, pełne wózki i gorączkowe dorzucanie kolejnych produktów na zapas. Zakupy robione co najmniej na tydzień – pomyślałby ktoś, kto nie wie, że warszawian czeka Ten Dzień. Kto nie zapełni lodówki i szafek, ten podzieli straszny los singli.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów