Więcej, może wzmocnić falę agresywnego antyklerykalizmu, który wcześniej przeorał Europę Zachodnią. Skutki są nam świetnie znane, puste kościoły, odczuwalny deficyt etyczny, zwłaszcza wśród młodzieży, rozsypanie się struktur społecznych, paniczne poszukiwanie nowego punktu odniesienia. To między innymi z tego wzięła się popularność w Europie ideologii New Age czy buddyzmu. Ekspansja ideologiczna albo – inaczej to nazywając – ośmielenie do propagowania swoich idei grup, które dotąd były w mniejszości.
Czy to wina Kościoła? Słuszne zwycięstwo świata świeckiego? A może naturalny porządek dziejów, w którym zasiedziałe i obrosłe instytucjami społeczności zarządców dusz muszą mierzyć się z nowymi czasami? Wierzę, że to nic innego jak powtórka z dziejów. Dokładnie w ten sposób młode chrześcijaństwo przed dwoma tysiącami lat zwyciężało w pojedynku z dawną religią Rzymu, mitraizmem, kultem Serapisa czy Izydy. Oczywiście były też koszty. Surowa ortodoksja Starego Zakonu była nie do przyjęcia przez świat hellenistyczny. Stąd prozelityzm; skoligacenie wyznania wiary sekty Chrystusowej z tradycją religii greckiej. Chrześcijaństwo, jakie znamy, ma właśnie takie korzenie. Zresztą i ta dojrzała formuła musiała się potem mierzyć z protestantyzmem czy oświeceniem.
A jednak religia wyznawców Chrystusa obroniła się, przeżyła, nieraz jeszcze odegrała dziejową rolę. To jasne – tak jak dla wielu nie jest oczywiste, że to trwanie na przestrzeni dwóch mileniów, przynajmniej w głowach części przedstawicieli Kościoła hierarchicznego utwierdziło przekonanie, że Kościół instytucjonalny jest ponadczasowy. Że jak skała rozbija wszelkie fale zagrożeń, krytyki i wyzwań, jakie przynosi nowoczesność. Ano nie, historia pokazuje, że upadały największe imperia i umierały w agonii najtrwalsze na pozór porządki religijne.
Dziś Kościół po raz kolejny w swojej historii musi się zmierzyć z falą czasu. I nie jest to walka łatwiejsza od poprzednich. Przede wszystkim Kościół strukturalny jest słaby jak nigdy w swoich dziejach. Nie wytrzymuje konfrontacji z konkurencją, jaką tworzą globalne struktury firm komercyjnych, z ich agresywnym marketingiem, ofertą tożsamościową czy coraz mocniejszym świeckim przesłaniem. Rolę parafii coraz częściej pełnią bańki na portalach społecznościowych, a duszpasterzy – celebryci. Nie istnieje też adekwatny do czasów język opisu eschatologii. Tradycyjne wizje piekła, czyśćca czy raju są dziś kompletnie nieprzekonujące. W czasach, gdy Spielberg w kilka miesięcy potrafi wskrzesić świat sprzed setek milionów lat, a Cameron wizualizuje apokaliptyczną przyszłość, dantejskie kalki i narracja wydają się opowiastką dla przedszkolaków. Taką, którą początkujący grafik 3D potrafi stworzyć w ciągu kilku godzin.
Cóż więc zostało? Przesłanie metafizyczne? Transcendencja? Niestety, te otchłanie z natury są dostępne dla nikłego procentu wybranych. Najważniejszy jest moim zdaniem depozyt moralny. Piękna opowieść o tym, wedle jakich wartości i zasad trzeba żyć, by nasz świat był normalny. Świetnie to rozumie papież Franciszek, który tak wielką wagę przywiązuje do przesłania miłosierdzia. Czy rozumieją to polscy biskupi? Mam spore wątpliwości. Zachowanie hierarchów przy prostej na pozór kwestii osądu pedofilii księży świadczy o czymś całkiem przeciwnym.