W swojej najnowszej produkcji, „Little Nightmares", pokazują świat z perspektywy kilkulatki. I jest to świat upiorny. Stare, zakurzone meble ciągną się aż po sufit, na łóżka trzeba się wspinać, zaś klamki ktoś umieścił wysoko. Dopiero gdy bohaterce uda się przeciągnąć walizkę w odpowiednie miejsce, wdrapać się na nią i podskoczyć, zdoła otworzyć drzwi. A to niejedyna przeszkoda, jaka czeka na jej drodze.

Mała nazywa się Six i nosi żółty płaszczyk z kapturem. Kim jest i skąd wzięła się w tak zwanej Paszczy, nie wiadomo. Gracz prowadzi ją przez kolejne skąpo oświetlone pomieszczenia. Niby zwyczajne, a jednak niepokojące. Podobne wrażenie robią zresztą pojawiający się w grze dorośli; olbrzymi, zdeformowani i agresywni.

Na szczęście bohaterka świetnie sobie z nimi radzi. Czasami przemyka na paluszkach za ich plecami, innym razem bezczelnie ucieka im i chowa się w miejscach, do których nie mogą wejść. Po drodze rozwiązuje też proste zagadki logiczne, używa znalezionych przedmiotów, trochę skacze i się wspina. Stojące przed nią zadania nie są trudne. Jedynie czasami szwankuje perspektywa i bohaterka, zamiast ukryć się w dziurze, wali łbem o ścianę. Bynajmniej nie z bezsilności.

Największą zaletę gry stanowi jej klimat. Autorzy „Little Nightmares" przygotowali oszczędną ścieżkę muzyczną, zadbali też o to, by w tle bez przerwy było słychać jakieś tajemnicze dźwięki. Swoje robi też szata graficzna. Cały ekran lekko kołysze się, dzięki czemu gracz czuje się jak na pokładzie statku. Pojawiające się czasem niewielkie, przerażone ludki niepokoją. W efekcie ciarki nieraz przechodzą po plecach. Cóż, takie dzieciństwo z pewnością nie wyjdzie Six na dobre. Strach myśleć, co z niej wyrośnie...

„Little Nightmares", Tarsier Studios, PC, PS4, Xbox One