Szczepkowska: Polska potrzebuje partii pokoju

Naród zadecydował o konieczności zmiany. Tamto, co było, uznał za obce. Uwierzył, że to, co będzie, przywróci większe samostanowienie o naszych sprawach i poprawi choćby doraźnie życie rodzin.

Aktualizacja: 22.04.2016 19:25 Publikacja: 21.04.2016 19:13

Szczepkowska: Polska potrzebuje partii pokoju

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

I tak zamiast pocałunków i uścisków z partnerami w Unii mamy naszych z dystansem i w pozycji wyprostowanej. Można nie wierzyć mediom, uznać wybiórczość materiałów, przesadę nagłówków, ale sam obraz wystarczy, żeby zobaczyć różnicę.

A w kraju? Ciepłą wodę w kranie zamieniono na wrzątek. Ci, którym wystarczy dodatkowe 500 złotych, chętnie uznają, że to nie wrząca woda, tylko odwirowanie brudów, i nie wnikają, gdzie jest źródło. A przecież gołym okiem widać, ze źródło leży w ambicjach i temperamentach konkretnych ludzi.

Nigdy nie byłam entuzjastką PiS, bo po prostu za wiele tam ducha zemsty, czyli ducha niepokoju. Jednocześnie sparzyłam się mocno ciepłą woda w kranie, kiedy tylko wyraziłam indywidualny pogląd. Odeszłam z hukiem.

Nie znaczy to jednak, że ludzi od ciepłej wody mogłabym kiedykolwiek nazwać zdrajcami. Zdrajca to ktoś, kto świadomie działa w złej wierze, udając, że działa dla dobra. Nikt z poprzedniej ekipy nie zasłużył na takie podejrzenia. Mało tego. Mimo całej goryczy muszę uznać, że działali w najlepszej wierze, chcąc uchronić nasz kraj przed samotnością w zagrożeniach. Działali z determinacją patriotów.

Tak, myślę teraz przede wszystkim o Donaldzie Tusku. Myślę jako samotny obserwator. Wiele było momentów, kiedy widziałam tak po amatorsku, że część elit solidarnościowych patrzy z góry na Polskę konserwatywną i że to się musi skończyć porażką. Udawanie pionierów w liberalnej demokracji to była bardzo krucha fasada. A po mickiewiczowsku mówiąc: „Nasz naród jaka lawa, z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa; Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi". No i lawa się wylała oczywiście, zresztą nie tylko u nas. Najważniejsze jest, żebyśmy się nią nie poparzyli.

Nie wiem, nie rozumiem, dlaczego ta „dobra zmiana" robiona jest w atmosferze podsycania ognia. Dlaczego „jeszcze szybciej, jeszcze mocniej", jak zapowiedział Jarosław Kaczyński. Jest większość parlamentarna – zrobić można wszystko bez szarży i zemsty. A ta szarża nasila się z dnia na dzień. I ma posmak prywatnych satysfakcji.

Pytanie jest podstawowe: czy nas na to stać? Czy szarża jest działaniem przystającym jakkolwiek do współczesnych zagrożeń? Ludzie, którzy decydują teraz o naszych sąsiedzkich stosunkach, stosują zaczepki słowne, które wychodzą daleko poza sferę mądrej dyplomacji. Gorzej. Mam wrażenie, że ich myśli kierują się nie tyle ku zabezpieczaniu pokoju, ile ku zbieraniu sił na walkę.

Medialne rozmowy coraz częściej kierują się ku „legalnemu posiadaniu broni", ku małym, zbrojnym organizacjom, ku sprzyjaniu potencjalnym wojownikom, często najgorszej maści. Jest w tym coś z pociągu do zapachu prochu, do bicia się po prostu, a nie do stabilności. Można powiedzieć: czasy takie, że trzeba się obwarować. Tyle że nie obwarowanie jest tu motorem, lecz raczej gen bitewności. I w czynach, i w słowach jest właśnie ta bitewność.

Z kranu leci wrząca woda. A obok mamy sąsiadów, jakich mamy, i nie są to chłodni dyplomaci. Do tanga trzeba dwojga i jak się tacy znajdą naprzeciw siebie, to nas w ten taniec zagarną. A wojna to nie obrazek na ekranie. To my będziemy obrazkiem, w który patrzeć będą inni przy dobrej kolacji. To nasze osierocone dzieci będą płakać na drogach.

Coraz wyraźniej widzę, jak szarżowanie i klimat wewnętrznej zemsty może sprowadzić na nas ten obraz. Ja wiem, że to niemożliwe, ale w obronie naszego życia, szybciej niż „dobre zmiany", należałoby stworzyć jakąś platformę środka, pełną pokory dla wizji odmiennych, ale przede wszystkim w sprawie pokoju.

Szerzenie takich pojęć jak „zdrada" czy „kara" dla ludzi, którzy po wyborach swoją wizję wcielali w życie, powinno być traktowane jako publiczne sianie społecznych niepokojów. Dobry porządek robi się tylko w atmosferze równowagi. Szarża może się udać jedynie w małych bitwach.

Trzeba pousuwać z politycznego życia wszystkich, którzy nie myślą obronnie, ale zaczepnie. Wszystkich. Medialny obrazek dzieci uchodźców czy jakichkolwiek dzieci wojny jest krytykowany jako znak, wobec którego milkną racjonalne argumenty. Nic mnie to nie obchodzi. Obrazek osieroconego dziecka na polskiej drodze jest coraz bardziej realny. Z każdym nieodpowiedzialnym słowem coraz bardziej.

Obrona demokracji to za mało. Powinna powstać partia pokoju. Ugrupowanie, które będzie miało na celu tylko to, znając cenę kompromisów, za które pokój się osiąga. Dopóki nie będzie za późno.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

I tak zamiast pocałunków i uścisków z partnerami w Unii mamy naszych z dystansem i w pozycji wyprostowanej. Można nie wierzyć mediom, uznać wybiórczość materiałów, przesadę nagłówków, ale sam obraz wystarczy, żeby zobaczyć różnicę.

A w kraju? Ciepłą wodę w kranie zamieniono na wrzątek. Ci, którym wystarczy dodatkowe 500 złotych, chętnie uznają, że to nie wrząca woda, tylko odwirowanie brudów, i nie wnikają, gdzie jest źródło. A przecież gołym okiem widać, ze źródło leży w ambicjach i temperamentach konkretnych ludzi.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów