Pisano o jego obsesyjnej obecności u Konwickiego i znaczącej nieobecności u Nowakowskiego, reprodukowano zdjęcia z dni radosnej budowy i z mszy papieskiej. Utrwalił się nawet pewien sznyt „pałacowego pisania", osobliwie rozpoznawalny w tuzinach reportaży i publikacji okolicznościowych „Gazety Wyborczej": najpierw coś z grozy i blichtru zaawansowanego stalinizmu, kiedy Pałac powstawał, następnie katharsis (czy rzeczywiście?) Festiwalu Młodzieży i Studentów 1955 oraz o rok późniejszego Października, potem zaś – soczysta tkanka wspomnień o koncertach, pijaństwach i przedstawieniach, o kronice Pałacu prowadzonej przez panią Hannę Szczubełek, coś o rekordach, o windach i pałacowej parze sokołów, tak, wiecie, lekko i zajmująco. Na koniec konieczny kontrapunkt: o tych „nieprzejednanych" (koniecznie w cudzysłowie), którzy domagają się zburzenia budynku, który jak żaden wrósł w tkankę miasta. Powiedz mi, jak piszesz o Pałacu, a powiem ci, kim jestem.