Oczywiście brak „Szkła Kontaktowego" może ruszyć widzów, dla których to część codzienności, ale czy to wystarczy? Trzeba by było pokazać, czym jest postępująca cenzura dla nas samych. A jest powolnym ogłupianiem. Obniżaniem zdolności refleksji , i co najgorsze, a znane z czasów PRL, powrotem autocenzury. Gdyby ktoś z rządu stanął na konferencji prasowej i powiedział, że od dziś wolno używać tylko jednej półkuli mózgu, bez względu na warunki pogodowe ulice zapełniłyby się protestującymi. Mało kto zdaje sobie sprawę, że ustawa taka jest właśnie ingerencją w ośrodek naszej inteligencji.
Jak to działa? Wystarczy przypomnieć sobie PRL, a już chyba mało kto nie ma takich skojarzeń. A więc były dwie gazety – „Trybuna Ludu" i „Życie Warszawy". „Trybuna" była tym, czym jest dzisiaj TVP Info, a „Życie Warszawy" pisało o tym samym, tylko bardziej stonowanym językiem, trochę bardziej inteligenckim. Ogłupienie polega na tym, że odczuwaliśmy wielką dumę, będąc czytelnikami „Życia Warszawy", a odrzucając „Trybunę Ludu". Daliśmy się omamić do tego stopnia, że okruszek smakowaliśmy jak cały tort. Wystarczyło, że artykuł napisany był lżej i bez propagandowego zadęcia, a już czuliśmy się czytelnikami opozycyjnej gazety, chociaż przekaz był niemal identyczny jak w „Trybunie". Przypomina to chirurgiczną ingerencję w półkule mózgu.
Takim probierzem atrapy wolności były teatry. Widzowie chwytali każde słowo, które można było odebrać jako aluzję i niezgodę. Bili brawo jednemu zdaniu, jednemu słowu, nawet jeśli intencja spektaklu była ugodowa. Całkiem przeciętne przedstawienia urastały do kultowych, jeśli publiczność odczytywała cień aluzji. W teatrach na próbie siedział cenzor. Żaden tajniak przebrany za artystę, tylko oficjalny urzędnik cenzury wyjmował zeszyt i notował swoje uwagi, a potem oficjalnie szedł do gabinetu dyrektora ze wskazówkami, co należy w spektaklu zmienić, a co wykreślić. I chociaż dzisiaj wydaje się to bajką z tysiąca i jednej nocy, wcale nie jesteśmy tak daleko od wznowienia posady cenzora.
Jak to działa na ośrodek naszej inteligencji? W jednym z teatrów reżyserowano „Zieloną Gęś" Gałczyńskiego. Pada tam zdanie: „rząd jak piórko w górę leci". Aktorzy dostali egzemplarze i ze zdumieniem przeczytali to zdanie zmienione na „coś jak piórko w górę leci". To nie była zmiana cenzora. To była zmiana, której dokonał sam reżyser ze strachu przed cenzorem. Autocenzura jest czymś w rodzaju ciężkiej nerwicy – wchodzi w podświadomość i programuje nasze myśli bez względu na to, jak wysokie jest nasze IQ.